Mam wnuka. Już jakiś czas Go mam. Mam też filmy. Takie stare, na kliszach, do jakich potrzebny jest aparat do wyświetlania. Tak zwany rzutnik. Filmy są wielce pouczające, wychowawcze i ze wszech miar odpowiednie dla trzylatka. Zostały po moich dzieciach...okazały się bardziej wytrzymałe niż rzutnik i w związku z tym trzeba było kupić nowy. A więc kupiliśmy. Nowy stary rzutnik . Jako, że od lat już ich nie produkują- kupiliśmy na allegro.
I cóż się okazało? Okazało się, że rzutnik jest popsuty. Ma spalony transformator. Wpadłam w rozpacz - bo tu trzeba lada dzień wyjeżdżać a my nie mamy rzutnika dla Niko. Ale Mój dzielny Mąż obiecał naprawić. No i dziś rano wziął się za naprawę.
Rzutnik jest dalej popsuty. Spalony transformator został wymieniony na inny...również spalony...
Moja rozpacz gwałtownie wzrosła. Ale...Ale nic to -taki transformator dla Romka. On sobie z tym poradzi... Wytłumaczył mi (a raczej próbował, bo ja bibliotekarka jestem z wykształcenia i o fizyce wiem tyle, ze potrafię w każdej bibliotece bez pytania znaleźć dział pod nazwą "fizyka"), że on weźmie ładowarkę od telefonu i .................coś tam uczyni.
Minę musiałam mieć mało inteligentną, bo za chwilę próbował mi to drugi raz tłumaczyć. Zyskał tyle, że zapytałam z całą powagą: "Romek, ale czy ty to umiesz naprawić?" .
Dowiedziałam się, że przecież nie nazywam się Tomka Wonna (odpowiednik Niewiernego Tomasza i w ogóle nazwa roślinki) i powinnam Mu bardziej ufać. A poza tym to Mc Gywer za pomocą czterech butelek keczupu i linki wyprodukował lotnię czy inny samolot, to co to dla Mego Męża taki rzutnik...
Hm... zastanawiam się : jak próba z ładowarką się nie powiedzie, to czy mojemu prywatnemu Mc Gywerowi wystarczy jedna butelka keczupu i na przykład dwa ołówki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz