Po niebywale pracowitym i wyczerpującym popołudniu postanowiliśmy obejrzeć wieczorny film.Na "polsacie",trwa godzinę, "CSI Kryminalne zagadki Miami". Dla niezorientowanych - taka łamigłówka z fascynującymi mnie od zawsze metodami odnajdywania morderców głównie za pomocą różnych zabiegów laboratoryjnych.
Zaopatrzeni(ja w kocyk i butelkę wody mineralnej, Romek w kubek kawy) zasiedliśmy przed telewizorem...Do filmu jakieś 2-3 minuty...
Nagle Mój Mąż wstaje i z mruknięciem "prysznic" udaje się do łazienki. Postanowił naprawić prysznic. I zdążyć przed filmem.
Naprawił.
Nie zdążył.
Wrócił w trakcie (długo przed końcem).
Na moją uwagę, że teraz nie wie co się wydarzyło, odpowiedział:"wiem, ktoś umarł ".
A następnie udał się w objęcia Morfeusza...
Uwielbiam mojego Ojca. Bezapelacyjnie.
OdpowiedzUsuńJa również, też! Bezapelacyjnie!
OdpowiedzUsuńZ bólem serca muszę się do as przyłączyć!
OdpowiedzUsuńTeż się lubię Romek
OdpowiedzUsuń