Chlebek upiekłam. Zbierałam się do niego cały tydzień, jako, że mi męskie ramię było potrzebne do "wyrobienia" ciasta. Jedyne męskie ramię, które posiadam na własność to ramię Mojego Męża. A On jest do swego ramienia nader mocno przywiązany (zarówno emocjonalnie jak i fizycznie) i zabierał je każdego ranka do pracy. A jak wracał to ani mnie ani Jemu już się nie chciało zajmować chlebkiem...
Ale nadeszła chwila prawdy: otóż zakwas domagał się natychmiastowego użycia i nie mogłam czeka ani chwili dłużej.
Więc co zrobiłam!? Poszłam po "rozum do głowy" albo raczej po prostszy przepis do internetu. I znalazłam taki, w którym męskie ramię zastąpiła łyżka drewniana. Łyżek drewnianych mam pewną ilość, więc chlebek wreszcie upiekłam.
Przecudny wyszedł!
Romek zasiadł, zjadł i skomentował: "dobry nam ten chlebek wyszedł!"
"jak to : NAM wyszedł?"- pytam. Wszak sama go upiekłam!!!
A On mi na to:" Ty upiekłaś , ja zjadłem. Nam wyszedł. "
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz