Mój Ukochany Zięć nas odwiedził. Przyleciał, zjadł fasolkę po bretońsku, zawiózł mnie do księgarni po książki, przywiózł do domku,dopilnował żebym dobrze spakowała walizeczkę ("ale, Madziu , WSZYSTKIE książki Paulinki muszą się zmieścić"), zjadł obiadek i już Go nie było.
I, wbrew pozorom, był w Polsce trzy dni.
Kocham Go. Miło było!
I się jeszcze na samolot spóźnił do tego...
OdpowiedzUsuń