Szczególna to była wizyta tym razem...
Trwała 3 tygodnie. A miałam wrażenie, ze dwa dni.
No, trzy.
Pierwszy spędziliśmy na chorowaniu.
Drugi na pakowaniu.
Trzeci na przeprowadzce.
I już do domu trzeba było wracać.
Ale... od początku.
Żuru akurat miał urodziny. A urodziny nie mogą się obyć bez torcika. Emilka torciki robi tematyczne.
Dla męża zrobiła taki:
Aleśmy niewiele tej imprezy użyli...
Bo nas po kolei dopadała "patriotyczna" choroba , jak ją Emilka wdzięcznie nazwała.
Czyli ROTAwirus.
Lusia zaczęła, potem Żuru (na swój piękny, urodzinowy tort mógł tylko popatrzeć - a i to nie za długo).
Poza tym: jedni nie mogli patrzeć na tort, inni na pasztet warzywny. ;)
A potem to już poszło lawinowo: w obu domach. I nie wiadomo czy śmiać się czy płakać... A z całą pewnością prać, prac, prać...
Jeszcze tylko zdążyła odwiedzić Asię, zanim i mnie dopadło:
A Emilka dostała od Asi prezent, który bardzo się przydał, jak widać:
I tak mi uroczo pierwszy tydzień minął.
Potem nastała era przeprowadzki: czyli pakowanie, pakowanie, pakowanie.
A ostatni: czekanie na klucze i faktyczna przeprowadzka. Oraz szczątkowe rozpakowywanie.
Bo postanowiłam sobie zabrać każde z Mojej Ukochanej Czwóreczki na spacer-zakupy- kawę osobno.
I mimo nawału ... zdarzeń udało mi się:
Być z Relą w Lushu i na herbatce z bąbelkami.
Wojtek po kurtkę i różne takie.
Dodam jeszcze, że ponieważ Moje Wnuki mieszkają po dwoje ze swymi rodzicami, to jestem niejako zobligowana do dzielenia się czasem i pobytem równo, między dwa domy.
Jeszcze niedawno Niko odliczał w kalendarzu i mnie informował: "babciu, spałaś 4 razy u Wojtka, teraz moja kolej.".
Teraz już tak nie robi. Teraz Moje Córki układają harmonogram przekazywania "paczki" czyli mnie.
A w związku z tym, że mam specyficzną dietę, to zaraz na początku pobytu zaopatrzyłam się w wiktuały, które mogę jeść. A Oni nie muszą.
I to na przykład są produkty na zupkę.
I nie byłoby w tym nic wartego wzmianki, gdyby nie to, że nosiłam je ze sobą przez owe trzy tygodnie w te i we wte.
Zupki nie zdążyłam ugotować. ;)
A na koniec: obrazek Relusi, gdzie zilustrowała mój pobyt.
Treściwie i trafnie:
Objaśniam:
1.Paulinka stoi nade mną ze srogą miną bom Jej pieroga z glutenem ukradła... a glutenu nie wolno...
2. poniżej: karton i kulka do kąpieli z Lusha.
3.kartony i moje ukochane ciasto pekanowe.
4.smażę Reli jajecznicę (umawiałyśmy się na codziennie rano o 6.00 ale udało się tylko raz!)
5.karton, pasztet warzywny i ... kibelek. Tłumaczyć nie trzeba!
6.Moje Córki i ja. Na kawie.
7.karton i kawa. Z pianką. Świąteczna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz