piątek, 17 czerwca 2011

Poranne budzenia

Mieszkam chwilowo w komnacie Wróżki czyli w malusieńkim pokoiku mojej Relusi. Mieszkam, w właściwie sypiam... Z tym sypianiem to jest tak, że spędzam tam noce na przewracaniu się z boku na bok i poranki na śnie.
I, szczególnie rano, mam wiele atrakcji... Następują one w różnych konfiguracjach, ale codziennie.
Wczoraj miałam komplet:
pierwsza pobudka o 5.17 - moja Wnuczka rozpoczyna dzień - wstaje w środku nocy od zawsze bo późniejsze wstanie grozi spóźnieniem do szkoły! Nie, dzieci w Londynie nie zaczynają zajęć o 6.00. I nie dojeżdża do szkoły 75 kilometrów!!! Przyszła do swojej komnatki po ubranko... Poszła. Usnęłam...
Druga pobudka za jakiś czas - Relusia wróciła bo czegoś zapomniała... Poszła. Usnęłam...
Trzecia pobudka - Relusia przyszła po laptopa, bo ma jeszcze dużo czasu (a jak !!!) to sobie posiedzi na necie...Poszła. Usnęłam...
Po to, żeby się obudzić za chwilę w związku z potrzebą skorzystania z toalety. To była czwarta pobudka. Niestety, w międzyczasie wstał Mój Zięć ukochany i zajął łazienkę. w oczekiwaniu - usnęłam...
Ale ponieważ fizjologia jest nieubłagana obudziłam się po raz piąty...Skorzystałam. Usnęłam...
I po jakimś czasie dobiegł mnie upojny (brrrr...) zapach smażonych na bekonie jajek: śniadanie Wróżki. Dobiegł, obudził, wywietrzał. Usnęłam...
Po niedługim czasie wyrwała mnie ze snu konwersacja Relusi i Jej Tatusia, która odbywali pod moim oknem. Ale krótko trwała, usnęłam...
I przyszła Moja Córka żeby mi powiedzieć, że pora wstać. Bo już 8.00,
No, to wstałam.