czwartek, 17 lipca 2014

Urlop. część druga czyli: "Już był w ogródku,

już witał się z gąską..." że tak sobie zacytuję poetę.
Ja także Już byłam w ogródku...
Już kompletnie zakończone zostały przygotowania do urlopu:
-ciuchy wybrane, wyprane, wyprasowane
-zakupy porobione, także te, które wykonałam przez ALLEGRO.
-złotówki na funciki zamienione
-opieka do trzech kwiatków załatwiona
-mieszkanie na wszelkie sposoby zaopatrzone
-walizki spakowane
Cóż zostało:
-oczekiwać na informację od przewoźnika, że można, a nawet należy bilety wydrukować
-owe wyżej wymienione bilety wydrukować
-zjeść wszystko, co mamy w lodówce
-wyłączyć prąd
-zakręcić wodę
-zamknąć za sobą drzwi
-i udać się na urlop.
Ale to wszystko (co zostało) należy rozłożyć w czasie na ostatnie chwile...( no, może oprócz jedzenia...)
W swojej naiwności i w poczuciu dobrze spełnionych obowiązków z zakresie przygotowań, byłam przekonana, że teraz jest czas na odpoczynek przed urlopem.
Wszak jedziemy do wnuków, których energia niewątpliwie i nam się udzieli... a Dziadek Romek na wszystko i wszystkich nie nastarczy. (Chociaż, muszę przyznać, że jest nie do zdarcia... byleby Mu biegać nie kazali...)
Lecz przewrotny los zadrwił sobie ze mnie. I mój odpoczynek przed urlopem zapowiada się nader interesująco...
Otóż przedwczoraj w późnych popołudniowych godzinach okazało się, że sąsiadka robi sobie basen w piwnicy...Nie, nie ma głupich pomysłów. Nawet nie wiedziała, że sobie ten basen robi. Naprawdę to on się sam w jej piwnicy zrobił. A ponieważ mieszkamy na parterze a  piwnica jest pod naszą kuchnią więc drogą dedukcji  wywnioskowaliśmy, ze mamy coś wspólnego z  owym basenem.
Skutkiem tego wodę od przedwczoraj mamy czasami. A dziś mamy wielki, nieplanowany remont kuchni.
Panowie fachowcy przyszli w liczbie sztuk od trzech do pięciu i wymieniają rury w całym pionie.
Kuchnię mam w związku z tym rozmieszczoną po pokojach (głownie w tzw. salonie, bo tam najwięcej miejsca).

A w pomieszczeniu, które jeszcze przedwczoraj było kuchnią właściwą mam tak:





Ostatnie zdjęcie robiłam przez łzy. Dlatego takie niewyraźne. :)


Że nie wspomnę już o pyle, który jest wszędzie: w kapciach, w zębach, w oczach, i który będę usuwać zewsząd do wyjazdu...
Odpoczynek przed urlopem czas zacząć!!!


czwartek, 10 lipca 2014

Ślepa wrona...

... czyli ja.
No, właśnie. Coraz gorzej z moim wzrokiem. Zużyły mi się oczy i nie nadążają...
W telefonie: największe literki jakie są możliwe.
Książki: ze specjalną dużą czcionką. A takich niezbyt wiele w bibliotece i same romanse... Nie, żebym nie lubiła. Ale czasem co innego bym przeczytała.
Dobrze, że mam "kindelka". A tam nie dość, że literki słusznej wielkości, to jeszcze jakieś 850 książek do przeczytania...
Jak mnie kiedyś Relusia zapytała o numer nadjeżdżającego autobusu, to musiałam Jej wyznać, że ja ledwo autobus widzę. Bo czerwony był. I piętrowy.
A w gazecie to nie daj Boże jak się obce słowo trafi. Nie przeczytam. Polskie słowa znam, to się domyślę z kontekstu.
Etykiety na produktach spożywczych tylko z lupą...
"Sposób użycia" czy inna instrukcja... pominę milczeniem. Albo nie pominę! Romek czyta. I mi wyośla. A ja się denerwuję, bo nauczyciel z Niego żaden.
O, cyfry dobrze odczytuję! Ale jak jest w numerze rachunku bankowego więcej niż trzy zera "w kupie", to kicha, nie doliczę się.
I tak sobie egzystuję zaopatrzona w:
- okulary-minusy normalne
- okulary-minusy fotochromy (jak słoneczko świeci nie za duże)
- okulary-minusy przeciwsłoneczne (jak słoneczko świeci mocno)
- okulary "do czytania" (sprawdzają się przy nawlekaniu igły...)
- lupę w sklepie
- papierek i szpilka* w drastycznych przypadkach w razie braku wyżej wymienionych.
Ale moją egzystencję w tej materii zakłóciła ostatnio świadomość, nagła i niespodziewana, że ja telewizji za bardzo nie mogę oglądać!
Wprawdzie nie spędza mi to snu z powiek. Ale jednak...Następna trudność w moim życiu.
Za bardzo nie widzę co na ekranie...
Wiem, że powody składające się na ową niedogodność są dwa.
Pierwszy, to ten wyżej wyszczególniony: zużyty wzrok.
Drugi natomiast to stary, mały telewizor za niedługo pełnoletni. Z którym za chwilę będzie tak jak z tym autobusem wyżej wspomnianym.
I teraz to ja się zastanawiam: co się lepiej kalkuluje: nowy telewizor, czy nowe okulary...
Koszty są porównywalne.
----------------------------------------------
* bierze się papierek, robi w nim dziurkę szpileczką bądź agrafką i przez tę dziurkę czyta się to co się chciało przeczytać. Byleby to nie był np. "Pan Tadeusz". Ale taki rozkład jazdy na przystanku autobusowym - spokojnie!

sobota, 5 lipca 2014

Urlop

Urlop czas zacząć!!!
Dla większości urlop zaczyna się w momencie, kiedy zamyka się drzwi od swego mieszkania, wsiada w jakiś środek lokomocji i udaje w określonym kierunku i "ląduje"na wcześniej ustalonym, zarezerwowanym najczęściej miejscu.
To dla innych.
Dla mnie urlop zaczyna się w momencie, kiedy trzeba zacząć się pakować.
To tak mniej-więcej 3 tygodnie przed wyjazdem.
Wyjeżdżamy 30 lipca.
Już zaczęłam się pakować.
A i tak Paulinka się dziwi, że tak późno.
Emilka się nie dziwi. Bo Ona ma listy. Listy różnych rzeczy do zrobienia. I pewnie, jak się wybiera na urlop, to się pakuje według listy.
A Paulinka nie. Paulinka ma czas i chronologię. A że czasu dużo ma to wcześnie zaczyna. I jest pewna, że mimo braku list, niczego nie zapomni.
A ja mam listy i dużo czasu.
W związku z tym właśnie trzy tygodnie przed wyjazdem otwieram swój prywatny sezam, w którym na honorowym miejscu znajdują się dwie kartki.Na jednej jest LISTA "co zabieram".
A druga jest pusta.
Tam zapisuję, co jeszcze zabieram. A czego zapomniałam wpisać na listę.
A potem sukcesywnie mój sezam się zapełnia skarbami...
Jakieś dwa dni przed wyjazdem jestem spakowana całkowicie i na stole zostają kartki ze starannie powykreślanymi elementami.
Co w żadnym wypadku nie świadczy o tym, że niczego nie zapomniałam.
A ponieważ regularnie zapominam, że czegoś zapomniałam, więc spokojnie, z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku pławię się w radości z wyjazdu, patrząc na wyniki pakowania:
które (trzeba przyznać) są imponujące.
Ale, niestety błogi spokój się kończy w bardzo późnych godzinach nocnych tuż przed wyjazdem!!!
W popłochu zaczynam rozpakowywać wszystko szukając..............czegoś. Wszystko jedno czego, bo zawsze jakaś taka rzecz mi się przypomni prawie przed wyjście z domu.
I potem Romek wygląda jakoś tak:
a ja tak:
Ale trwa to tylko chwilę bo wszak jedziemy. JEDZIEMY!!! JEDZIEMY. Urlop mamy!!!
 A urlop w tym roku przebiegał będzie:
Dla Romka:
Już się tam Niko z Wojtusiem na dziadka szykują...
A dla mnie...
duuuuuuużo!
I jeszcze: pogaduszki z dziewczynami
też duuuuużo
I jeszcze:
również duuuuużo.
Ale to nie koniec.
 Jeszcze:
także duuuuużo.
Ale najwięcej zabawy z Moimi Najważniejszymi:
Bo wszak po to głównie jadę!!!
Ale to za trzy tygodnie.
Jeszcze tu zajrzę. Mam nadzieję.