środa, 31 października 2012

Stara Wnuczka

Moja Wnuczka dorasta.Skąd wiem? Nie z kalendarza, nie.
Wiem to z ... prezentów, które Jej kupuję.
Okazji troszkę w ciągu roku bywa.
Póki była małą dziewczynką, nie było żadnych problemów. Wystarczał wszelki drób pod każdą postacią.
Bo to takie dziecko było, że w wózku dla lalek kurczaki-maskotki woziło...
A potem nastała era petshopów i ze względu na miejsce i koszty (w Anglii tańsze i większy wybór)zaczęły się moje problemy.
Bo Relusia na każde pytanie:co Ci kupić? odpowiadała: chińską zupkę.
Wtedy Jej groziłam, że dostanie lalkę. I dawałam czas do namysłu. A Ona się namyślała i jakiś prezent "zachciewała".
A ostatnio na taką moją groźbę odpowiedziała: "babciu, ale ja lubię lalki, możesz mi kupić."
Szok.Nagle lubi.
Jak zechce Barbie i Kena to padnę.

sobota, 27 października 2012

Karmnik

Zima nadchodzi w podskokach! Trzeba się zatroszczyć o "braci mniejszych".
A ponieważ trudno biegać po lesie z wiązkami sianka,najłatwiejszym sposobem na rozwiązanie tego problemu jest karmnik.
I tu mam świetny, rewelacyjny wprost sposób na ów karmnik: prosty, sympatyczny, łatwy w wykonaniu, jeszcze łatwiejszy w obsłudze! Do wykonania przez każdego, nawet stuprocentowego humanistę.
Potrzebne nam będzie:
-doniczka, najlepiej taka długa, balkonowa, kolor obojętny, ja mam brązową
-ziemia do wyżej wymienionej doniczki
-kwiatki coby w tej doniczce posadzić, niech rosną; jeden warunek
muszą rosnąć do późnej, deszczowej jesieni, w mojej doniczce rośnie rheo meksykańskie
-worek orzechów włoskich
I teraz zaczynamy budowę karmnika.
Zżeramy wszystkie orzeszki.Skorupkami starannie wysypujemy powierzchnię ziemi w doniczce. (Bo jesień deszczowa ma we zwyczaju chlapać błotem z doniczki na świeżo umyte przez Mego Męża okno)
I karmnik gotowy. Mamy jak w banku codzienną wizytę ślicznych, malutkich , w kolorycie zielono-żółciutkim, ptaszków.Bo wśród skorupek zostały mikroskopijne drobinki orzeszków.
Nic to, że owe wizyty odbywają się w godzinach bardzo porannych (tak mniej więcej 5-6). Nic to również, że te małe potworki rzucają mi skorupkami w szybę. Nic to nawet, że czasem, jak się "rozfechtują" to trafiają mnie prosto w głowę!!!
Ale świadomość, że możemy pomóc "braciom mniejszym" - bezcenna!

Acha, Romek powiedział, że po upierzeniu sądząc, to sikorki są.
Pewnie, jak nadejdą mrozy, wyłoży doniczkę słoninką. Wszak sikorki lubią słoninkę.
A ona,ta słoninka, równie skutecznie ochroni okno przed błotem.
Połączymy więc przyjemne z pożytecznym.

czwartek, 18 października 2012

Przyzwyczajenie - druga natura

Nie mam gazu. A co za tym idzie - mam kuchenkę na prąd. Indukcyjną. A uroda kuchenek indukcyjnych (mojej) jest taka, że nie można w żaden sposób naleśników usmażyć. Oraz, że jak braknie prądu to trzeba po sąsiadach ganiać z czajnikiem coby sobie kawkę zaparzyć
W związku z tym mankamentem posiadam również kuchenkę gazową. Turystyczną na naboje.
I posiadam jeszcze: małą (za małą)kuchnię i olbrzymią szafę w przedpokoju.
I z powodu tych dysproporcji część kuchni znajduje się w owej szafie.Znaczy: piekarnik, garnki i trochę rzeczy używanych niezbyt często. W tym wyżej wymieniona turystyczna kuchenka gazowa.
Wczoraj zaplanowałam na obiad naleśniki. Okazało się, że kuchenka znajduje się na najwyższej z możliwych półek w kuchennej części szafy przedpokojowej.
A ja tam nawet ze stołka nie sięgam.
Przyszedł, zdjął, wziął się za smażenie.
Pytam czemu ta kuchenka tak wysoko mieszka, kiedy na podłodze w szafie jest miejsce.
On nie wie. A właściwie wie: bo tam skrzynka stoi (na kółkach)i by mi było niewygodnie.
Popatrzyłam tylko: teraz jest wygodnie!!!
Poprawi się i nie będzie jej już tam wtykał.
W połowie smażenia zabrakło gazu i z trudem udało Mu się dosmażyć na indukcyjnej.

A dziś rano okazało się, że postawił nieczynną, bez gazu, kuchenkę na podłodze w szafie. Niech mam wygodnie.
I jeszcze mi wytłumaczył, że On tradycjonalista jest.Bo się przyzwyczaił, że kuchenka ma stać na dole.
Kiedy się zdążył przyzwyczaić?

wtorek, 16 października 2012

!!!

Od wczorajszego wieczoru nurtuje mnie pewne pytanie...
Otóż:
Jeśli ja wymyślam co trzeba zrobić/zmienić/naprawić/ulepszyć, jeśli znajduję często-gęsto rozwiązanie jak to zrobić, a Mój Mąż wprowadza to w życie, to czy On przypadkiem nie powinien się ze mną podzielić tytułem McGywera???

Paczka

Wysyłamy paczkę. Z tym wszystkim, czego Emilka nie miała jak zabrać. Plus kilka jeszcze cieplutkich książek dla Moich Córek. I prezenty dla tychże Córek, Wnuków oraz Zięciów.
Nic wielkiego w sumie. Marne 30 kilogramów się nazbierało. W opakowaniu wyprodukowanym przez Romka: 80x50x45 mniej-więcej. Z dwóch kartonów przeprowadzkowych, które podobno pomieszczą 30 kg zawartości każdy. Nasze pojedynczo zmieściły po około 17 kg.
A że płaci się "do 30 kg" a waga paczki nie może przekroczyć 31,5 kg,mój domowy McGywer był zmuszony stworzyć odpowiedni pojemnik. No i stworzył: kartony, taśma klejąca - 40 metrów bieżących i taśma typu stretch (folia spożywcza)- wstążka długości 80 m.
Napracowaliśmy się setnie. Bo to trzeba co chwilę ważyć, dobierać odpowiednie rzeczy żeby dziur nie było i się nić nie szelątało. A jeszcze, kiedy się okazało, że wszystkie zapakowane drobiazgi ważą 36,7 kg, musieliśmy podejmować trudne decyzje typu: "a ona w tych butach będzie teraz chodzić?" lub "te książeczki są nudne, a z tych już wyrósł"...
Jakoś poszło...Obniżyliśmy wagę do odpowiedniej.Znaczy do 30 kg, zostawiając "margines" na opakowanie. I kiedy Romek miał skleić dwa zapakowane kartony aby uczynić z nich jeden okazało się, że są one źle złożone. I dno wylatuje.
No i cała zabawa od początku...
Ale udało się. Paczka zapakowana, poklejona vikolem, zabezpieczona taśmą, opatulona drugą taśmą typu stretch, listy przewozowe tudzież namiary typu adres wydrukowane (zdalne sterowanie zięcia...).
Romek jeszcze na koniec postanowił paczkę zważyć.
I okazało się, że kilometry taśmy i podwójne kilometry folii...nic nie ważą.
Paczka nieodziana i paczka opatulona w różne zabezpieczenia waży te same 30 kilogramów.
Teraz mi żal...Żebym to wiedziała przed ostatecznym ważeniem...
A tak to mi się 1,5 kg zmarnowało.

Może otworzyć i dołożyć? Miejsce jest...