wtorek, 19 kwietnia 2011

Wieś polska tańczy i śpiewa

Tytułowe hasło z czasów PRL nabrało dla mnie dziś caaaaałkiem nowego wyrazu.
Wtedy mówiło o tym, że zespoły ludowe amatorskie i nie tylko..., że kultura na wsi...ble, ble, ble...
A dziś... Dziś zobaczyłam na własne osobiste oczy materiał na katowickich aktualnościach o zespole tanecznym składającym się z kobitek w słusznym wieku (+,- 65) i słusznej wagi (+,- 89 ) z ochotą tańczących ...Jezioro Łabędzie i ... kankana.
Ja rozumiem aktywność, ja rozumiem nowatorskie pomysły, nie każda babcia lubi szydełkować!
Ale litości, trzeba się umieć zestarzeć z godnością!!!
Pobuldoczyłam się straszliwie, Romek umierał ze śmiechy. Pytam Go grzecznie czy chciałby oglądać taki stare podfruwaje. A On na to, że po a) to chyba stare podstękaje, a po b) że różne są zboczenia.
Ale, kurcze, nie odpowiedział na moje pytanie.
P.S> I z "ble, ble" zrobiło się"błeeeee"

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Problem wagi - waga problemu

W związku z tym, że stara waga postanowiła iść na emeryturę - postanowiliśmy zatrudnić nową.
Do nowej wagi trzeba się przyzwyczaić i polubić i dogadać z nią przede wszystkim.
Dogadywanie wyszło nam tak, że Romek waży 1 kg mniej niż w/g starej a ja 10 dkg więcej.
Nie wiem tylko czy to wina nowej wagi czy może paczki ciastek, które pożarłam...
Ale On pożarł 4 pączki...
Nieważne...
W każdym razie: siedzę i mękolę, Ze gruba, że nawisy tłuszczowo-skórne, że czemu On zawsze ma lepiej...
I usłyszałam.
Że naprawdę schudłam. Bo przedtem jak mnie chciał wyminąć to sobie musiał KANAPKI NA DROGĘ robić.
Obraziłam się. Oczywiście. Ale potem pomyślałam, że dowcip przedni! Wszak intencje były dobre! Taka forma pocieszenia i dowartościowania.
Czego się można wreszcie spodziewać po człowieku, o którym, kiedy mówi do żony "kwiatuszku", wiadomo, że jest na nią wkurzony do granic możliwości!!!

niedziela, 17 kwietnia 2011

alergia - związek przyczynowo-skutkowy a związek małżeński

Wiosna przyszła. I nie będę oryginalna kiedy powiem, że z wiosną przyszła alergia. Nie do mnie jednej wszak!
Póki siedzę w domku - problem niewielki. Gorzej, kiedy muszę wyjść po zakupy. A czasem muszę. Ja to pół biedy. Ale Romek jeść chce i chce...
Żeby się nie narażać na te różne alergeny fruwające w powietrzu nie biegam codziennie do Biedronki.Jeżdżę, a raczej Romek mnie wozi. Raz na jakieś 2-3 dni. Tam, gdzie można zrobić bardziej kompleksowe zakupy.
I wracam z takiej zakupowej wycieczki zapuchnięta, popłakana i posmarkana do imentu...
Ale, jako, że wiosna i Wielkanoc zarządziłam wczoraj dzień gospodarczy: Wielkie sprzątanie samochodu!!!
I cud jakiś się zdarzył: wsiadłam dziś do naszego czystego, wysprzątanego, odkurzonego, wymuskanego autka i: ŻADNEJ alergii!!!
I po co lekarze, po co różne flonidy i zyrtki tudzież wapno?
Wystarczy odkurzacz, wiadro z wodą, szmata, właściciel autka i Jego zrzędząca żona.

czwartek, 14 kwietnia 2011

Przemyślenia

Boli mnie. Wszystko mnie boli, każdy kawałek człowieka. Część od alergii: głowa, oczy, zatoki, te miejsca, gdzie kiedyś miałam skórę wokół nosa...Reszta od....nie od alergii. Reszta mnie boli od leżenia. Leżałam od 23.00 wczorajszego wieczora do 10.30 dzisiejszego ranka. Mało: leżałam. SPAŁAM. Czyli przespałam 11 i pół godziny.Moje biedne kości i mięśnie odzwyczaiły się od takich luksusów ...tortur...sama nie wiem jak to nazwać.
Faktem jest, że zdarzyło mi się to po raz pierwszy od milionów lat. Normalnie śpię ok 6-7 godzin. Z tego jeszcze trzeba odliczyć czas poświęcony baranom (wcale nie pomaga na bezsenność).
Ciekawe, czy teraz będę ćwiczyć długie spanie. Bo, pomijając niedogodności bólowe, to całkiem przyjemnie jest móc się wyspać...
A na bóle mam diclac...

piątek, 8 kwietnia 2011

Wizyta

Mój Ukochany Zięć nas odwiedził. Przyleciał, zjadł fasolkę po bretońsku, zawiózł mnie do księgarni po książki, przywiózł do domku,dopilnował żebym dobrze spakowała walizeczkę ("ale, Madziu , WSZYSTKIE książki Paulinki muszą się zmieścić"), zjadł obiadek i już Go nie było.
I, wbrew pozorom, był w Polsce trzy dni.
Kocham Go. Miło było!

wtorek, 5 kwietnia 2011

Podział zadań czyli każdy robi to co najlepiej umie

Chlebek upiekłam. Zbierałam się do niego cały tydzień, jako, że mi męskie ramię było potrzebne do "wyrobienia" ciasta. Jedyne męskie ramię, które posiadam na własność to ramię Mojego Męża. A On jest do swego ramienia nader mocno przywiązany (zarówno emocjonalnie jak i fizycznie) i zabierał je każdego ranka do pracy. A jak wracał to ani mnie ani Jemu już się nie chciało zajmować chlebkiem...
Ale nadeszła chwila prawdy: otóż zakwas domagał się natychmiastowego użycia i nie mogłam czeka ani chwili dłużej.
Więc co zrobiłam!? Poszłam po "rozum do głowy" albo raczej po prostszy przepis do internetu. I znalazłam taki, w którym męskie ramię zastąpiła łyżka drewniana. Łyżek drewnianych mam pewną ilość, więc chlebek wreszcie upiekłam.
Przecudny wyszedł!
Romek zasiadł, zjadł i skomentował: "dobry nam ten chlebek wyszedł!"
"jak to : NAM wyszedł?"- pytam. Wszak sama go upiekłam!!!
A On mi na to:" Ty upiekłaś , ja zjadłem. Nam wyszedł. "