piątek, 29 stycznia 2016

Chory Romek

Romek choruje.
A raczej podzieliłam się z Nim swoją chorobą i chorujemy teraz razem.
Ale zgoła inaczej.

Ja:
Jęczę, marudzę, płaczę, potrzebuję pomocy i zainteresowania. I żeby ktoś się ulitował. I pogłaskał po główce. I zapewnił, że będę żyć. I dostarczył 10 ton chusteczek. I 500 litrów herbaty.
 I trwa to już trzeci tydzień.

Romek:
Wieczorem powiedział, że Go w kościach łamie i ma dreszcze. I poszedł spać. Wstał rano, poszedł do pracy.
Po powrocie, o 16.00,  poinformował mnie, że jest chory, zjadł jakiś gripex, położył się do łóżka. Obudził się o 4.00. poszedł do pracy.
Właśnie wrócił i stwierdził: dziś nie idę spać, jestem zdrowy.

KONIEC

wtorek, 26 stycznia 2016

Tresura

Dziś będzie o sedesie. Poniekąd.
A ściślej - o desce sedesowej.
I o Romku. Bo jakże by mogło być inaczej.
Wiadomo wszem i wobec, że najwięcej konfliktów małżeńskich powodują źle wyciskana pasta do zębów i notorycznie nie opuszczana deska sedesowa.
Jeśli chodzi o pastę do zębów to żadnemu z nas nigdy nie przeszkadzała zdemolowana tubka. A co za tym idzie - nie było konfliktów.
Natomiast deska-sedeska...
Wyszłam z domu, gdzie było trzech facetów: tatuś i dwóch braci. I w którym zawsze, ZAWSZE, była opuszczona deska w ubikacji.
Dlatego dla mnie to była oczywistość. I do głowy by mi nie przyszło, że można inaczej.
I jak wyszłam za mąż - nic się nie zmieniło. Ja dalej byłam przekonana co do tej oczywistości, a Romek po prostu się dostosował.
A jeszcze jak się dowiedziałam, że siła wody wylatująca ze spłuczki "rozrzuca" bakterie na odległość 7 metrów ...
No, przy mojej zwyrodniałej wyobraźni: te wszystkie ohydztwa na mojej szczoteczce do zębów... bleee!
 Fobie matek przechodzą na Córki... na moje też przeszły. I na Ich mężów. I na ich dzieci.
I tak sobie żyjemy z tą deskowo-sedesową fobią. I jest nam dobrze. Chyba. Bo nikt się nie skarży.
A wczoraj deska w naszej ubikacji (z przyczyn nieistotnych) była podniesiona cały dzień.
A wieczorem Romek mnie zapytał, czy już można ją opuścić.
Potwierdziłam.
A On to skomentował: "Widzisz, jaki jestem wytresowany. Normalnie nieswojo się czuję jak widzę podniesiona deskę.".
Po czterdziestu latach okazało się, że wytresowany.
A ja myślałam, że On tak ma...

czwartek, 21 stycznia 2016

Święto

Odkryłam dziś dlaczego Dzień Babci i Dzień Dziadka przypadają w styczniu!!!

Bo te wszystkie życzenia, laurki, zdjęcia, prezenty, kwiatki, pocałunki i uściski zdecydowanie ocieplają nasze (babć i dziadków) serca ! Co z racji temperatury za oknem i naszego wieku jest ze wszech miar pożądane!

I jeszcze parę prawd odkryłam przy tej okazji...
Które zapiszę dla potomności.

"To, czego dzieci potrzebują, w obfitości dostarczają dziadkowie:
dają bezwarunkową dobroć, miłość,cierpliwość, poczucie humoru, komfort, lekcje życia.
Oraz, co najważniejsze, ciasteczka" - R Giuliani




"Powodem, dla którego dziadkowie i wnuki się tak dobrze dogadują, jest to, że mają wspólnego wroga" -S Levenson



"Gdy dziadkowie wchodzą drzwiami, dyscysplina wylatuje oknem" - O Nash




I na koniec jeszcze:
Często używamy z Romkiem powiedzenia: "Gdybym wiedział, że wnuki to taka fajna rzecz - zaczął bym od nich."
Dalej tak myślę.

Ale dziś znalazłam coś, co również mnie zachwyciło:





To dla tych, którzy jeszcze wnuków nie mają.

Dziękuję Moim Dzieciom, że obdarowały nas tak hojnie wnukami. Wszak przede wszystkim dzięki Nim możemy dziś świętować!




czwartek, 14 stycznia 2016

Pracowicie

Bardzo pracowicie wczoraj dzień spędziliśmy, bardzo.
Na początek Romka USG, które wykazało, że jest nieprzyzwoicie zdrowy:
Wszystkie wątroby, trzustki, drogi żółciowe tudzież inne nerki niepowiększone, bez złogów, echojednorodne i bez stanów zapalnych...
No, zdrowy po prostu!!!
USG głowy Mu nie robili ;)

Druga ważna sprawa moja emerytura. A co za tym idzie - wizyta w ZUS.
Odbyłam ją. W kulturalnych warunkach i bez problemu.
ZUS urzęduje do 15.00. Trafiłam tam o 14.40. Pani, która mnie obsługiwała może nie była nadmiernie wylewna ale z pewnością profesjonalna i chętna do pomocy.
Wrażenia jak najbardziej pozytywne.

No i wreszcie - paszporty.
Jak paszporty to, przede wszystkim, zdjęcia do paszportów.
Ponieważ jedyny zakład fotograficzny, do którego mamy zaufanie znajduje się w Żorach - pojechaliśmy do Żor.
"Zdjęcia w 5 minut" głosił napis. Było nas dwoje - wyszło 10 minut.
Miła pani poleciła nam zdjąć kolczyki i okulary. Kolczyków nie mam. Okulary zdjęłam. I mam zdjęcie do listu gończego! Do paszportu też się nadało...
Romek odmówił zdjęcia okularów ("bo będę miał oczy zmrużone i nie będzie widać źrenic").
Wygląda dużo lepiej niż ja. Tylko jakiś taki niezadowolony wyszedł.
A potem, już w Biurze Paszportowym, okazało się ,że nie mam odcisków palców. Maszynka służąca do ich pobierania nic nie widziała!!! Co zostanie odnotowane w moim paszporcie

I tak sobie pomyślała wczoraj, że dam ogłoszenie do gazet, dział SZUKAM PRACY:
"Nie posiadam odcisków palców. Tylko poważne oferty!"
 A co, może dorobię do emerytury... ;)









poniedziałek, 11 stycznia 2016

O spaniu i nie-spaniu ciąg dalszy

Temat-rzeka się okazał być...
Dziś będzie o spaniu Romka.
Kiedyś, w zamierzchłych czasach wspominałam, że Mój Mąż, będąc dzieciakiem, chadzał zimą spać o 16.00 ! Chadzał - to nie znaczy, że Mu się to zdarzało. Chadzał - to znaczy, że robił to regularnie!
Przez jakieś ostatnie 18 lat spał 4-5 godzin na dobę. O tym też wspominałam.
Zawsze był wypoczęty. I nigdy, nigdy! nie był śpiący. Doszłam do wniosku, że się, być może,  wyspał "na zapas"
Ja pochodzę z rodziny, w której drzemka popołudniowa była oczywistością! Moi Dziadkowie ją stosowali, Moi Rodzice... Ja również.
Romek bohatersko spędzał popołudnia starając się nie usnąć, wynajdując sobie jakieś zajęcia albo po prostu "oglądał" telewizję. I na nic moje prośby, żeby się zdrzemnął.
Tak wytrzymywał do 20.00. A następne zasiadał w fotelu i usypiał zanim jakikolwiek film się zaczął.
Jak Mu szczególnie mocno zależało żeby coś obejrzeć , to siedział  na taborecie. Albo spędzał tę godzinkę czy półtorej ... na stojąco!
W każdym razie po najdłuższych prośbach, namowach, czasem wręcz groźbach z mojej strony albo aktach przemocy (wyłączałam telewizor i nie wzruszało mnie to, co wtedy o mnie mówił) udawał się do snu. Ale nie tak po prostu... Wszak trzeba było się jeszcze umyć, przepakować roboczy plecaczek, przygotować ubranko "na jutro", opowiedzieć to wszystko, o czym się zapomniało opowiedzieć w ciągu dnia ... i takie-tam różne...
I już wreszcie można było zamknąć oczęta, przytulić się do podusi i spać... spać... spać...
Tyle tylko, że to była godzina 23.30 w porywach do 23.50. A On o 3,30 wstawał do pracy.
I tak by trwało nie wiem jeszcze jak długo, żeby Pan Bóg nie zaingerował ofiarując Romkowi nader wysokie ciśnienie i różne przygody z owym ciśnieniem związane.
Wystraszyliśmy się .Oboje. Z tym, że ja bardziej.
Wszak On duży jest, a ja słaba kobieta i jakby Mu ta żyłka w mózgu pękła to za nic bym takiego wielkiego warzywka nie udźwignęła.
Ale Pan Bóg jest naprawdę dobry i zaoszczędził nam tego.
Zrobiłam rewolucję w naszym życiu. Wyrzuciłam najbardziej ulubione Romkowe używki: margarynę, sól i kawę (fusianka + dolewka odkąd Go znam!) i wysyłałam spać o 9.00 !
Nie protestuje. A ciśnienie się normuje.
Noc z soboty na niedzielę Romek spędził w pracy. Wrócił rankiem. I około 7.00 już spał.
Wstał o 17.00: dziesięć godzin nieprzerwanego snu! I wieczorem poszedł spać normalnie: wszak rano trzeba wstać.
Wstał. Ja również.
Ale o ile On musiał, to ja nie!
3/4 mego wstawania "w środku nocy"* jest spowodowane Jego porannymi zabiegami, głównie kaszlem przez ostatni miesiąc. On oczywiście ma na to usprawiedliwienie: ciepłe kaloryfery. Tyle, że to jakaś ściema jest!
I o ile miło jest wstawać o 4.00 jak się człowiek wyspał, o tyle jest to nieprzyjemne, kiedy bywa do tego przymuszany.
Ja się czuję (dziś szczególnie) przymuszana do porannego wstawania.
A jak każdy normalny człowiek - przymusu nie znoszę!



------------------------------------------------------
* I pomyślec, że "środek nocy" to jescze nie tak dawno była 9.30...









czwartek, 7 stycznia 2016

;) ;) ;)

Kiedyś spałam po 11 godzin na dobę. Ciurkiem. Bo inaczej czułam się wciąż zmęczona. I jeszcze nieodzowna drzemka po południu.
Po wielu latach takiego spania odmieniło mi się zupełnie. Wpadłam w drugą skrajność...
Spałam około 2 godzin na dobę. Trwało to jakieś 2-3 lata. I dawało efekt skrajnego zmęczenia i wyczerpania.
I nadszedł czas normalności: 7-8 godzin, mniej-więcej. Wysypiałam się i byłam wypoczęta. A więc sytuacja optymalna.
A teraz poszłam o krok dalej: śpię nadal 7-8 godzin. Ale w 2 ratach: część w nocy, część w dzień...
Podział na owe części jest mniej-więcej taki, że około godziny 4.00 nad ranem Romek, wstając do pracy, pyta: ty już się wyspałaś, czy jeszcze nie poszłaś spać.
A ja - różnie: czasami już się wyspałam a czasami jeszcze nie poszłam spać.
Ale ponieważ nie odczuwam braku snu, jestem wypoczęta to, w zasadzie, nie ma problemu.
Ze snem.
Bo problem jest zgoła w czym innym...
Zajęć mi w nadrannym czasie brakuje...
Jako, że owe zajęcia musiałyby być ciche (wszak sąsiedzi śpią...) i nienudne.
Można oglądać telewizję (nudno...).
Można czytać. Ale jak się spędza, czytając, 2/3 doby, to się już troszkę nie może (ja mogę, moje oczy nie bardzo). Z tego samego powodu internet się w owych godzinach nie sprawdza.
Sprzątać ani prać nie mogę: za ciemno i jednak hałasu trochę.
Dziś na przykład już o 3.30 miałam obiad ugotowany.



Ale obiad nie z trzech dań z deserem i nie dla pułku wojska a raptem dla dwóch osób nie zajął mi dużo czasu...
 Na nic więcej nie mam pomysłów...
Macie jakieś?
Ja, póki co, udam się na drzemkę ... pośniadanną tym razem.

niedziela, 3 stycznia 2016

Rebusik


Taki malutki rebusik na "dzień dobry"!
UWAGA ! Za prawidłowe rozwiązanie - nagroda!
Jest A, B, C, C, C, C, ........... C.
I umówmy się, że to ludzie, a nie punkty.
A ma problem z B.
Nie jest w stanie go rozwiązać.
Próbowało w "cztery oczy" wielokrotnie i ... kicha!
Potrzebuje C. Albo C, C,C, C.........C. (jednej osoby lub grupy.)
I teraz:
Jeśli A, w obecności B, próbuje otrzymać pomoc/radę/pociechę/rozwiązanie swojego problemu od C lub C, C, C, C........C to :
albo
- zostaje zignorowane
albo
- problem jest postrzegany jako świetny dowcip
albo
- usłyszy zapewnienia, że się myli i B jest w porządku.

 Jeśli A spróbuje poszukać pomocy i ewentualnego rozwiązania u C lub C, C, C, C.....C bez obecności B, to:
albo
- zostaje zignorowane
albo
- zostaje poklepane po ramieniu i usłyszy zapewnienie, że inni mają gorzej
albo
- sprawa otrzyma status plotki (bo nie ma przy tej rozmowie B).

Ktoś jest w stanie to "ugryźć"?
Pytam poważnie.
I oczekuję, że się nad tym pochylicie i spróbujecie mi pomóc.
Z góry dziękuję !






piątek, 1 stycznia 2016

Na przekór


I co, Nowy Roku?
Co nam przyniesiesz?
Co mnie przyniesiesz?
Co z ciebie wyrośnie?
Patrzą sobie ludzie na Ciebie - maleńkiego- i budzisz same dobre uczucia...
Jak dziecko, które przychodzi na świat i co do którego jego  najbliżsi mają tylko dobre oczekiwania.
Zawsze tak jest. Z dziećmi.
Potem - różnie bywa.
Z tobą - Nowy Roku - też tak jest.
Potem - też różnie bywa...
Tylko generalnie szybciej się to "różnie bywa", w Twoim przypadku, okazuje.

A ja patrzę dziś na Ciebie. I nie jesteś piękny. I dobrych uczuć we mnie nie budzisz.
I nie spodziewam się po tobie radości i sukcesów.
Bo, chociaż będą - i radości i sukcesy - to wiem już jakim kosztem.
Takim jak co roku, Nowy Roku!
A mnie coraz bardziej pod górkę.
I coraz więcej schodów.
I coraz mniej siły.
I optymizmu.
I nadziei.
A Ty zniżki nie dajesz.
I zastanawiam się czy koszty nie za duże...
I dochodzę do wniosku, że za duże.
 No, więc nie patrzę na Ciebie z radością i nadzieją!
 Cieszyć się będę ewentualnie za 365 dni.
Albo nie.
I też się nie zdziwię.