środa, 31 sierpnia 2011

Miłość mojego życia

W związku z nękającą mnie od jakiegoś czasu bezsennością - rozmyślam sobie nocami... A jak rozmyślam to i wspominam... I przypominam sobie różne wydarzenia z mojej młodości. Nawet - bywa - baaardzo wczesnej.
Dziś : około 4.30, kiedy to z objęć Morfeusza wyrwało mnie trzaśnięcie drzwiami przez Mego Męża udającego się do pracy.
Przecież nie wstanę o 4.30!!! Usnąć już także nie zdołam...No to sobie rozmyślałam... rozmyślałam...rozmyślałam... Aż z rozmyślań o problemach współczesności dotarłam do najgłębiej ukrytych wspomnień...
I znalazłam tam coś o czym nie wiedziałam, nie pamiętałam, nie spodziewałam się, że tam jest.
Moje własne wspomnienia mnie zaskoczyły!
A nie powinny; wszak MOJE one są.
Otóż w jakimś zakurzonym zakamarku tej szafki ze wspomnieniami jaką mam w mózgu ( a ja myślałam, że tam nie może być grama kurzu!- często bywam w tych rejonach!) znalazłam wspomnienie - UWAGA - wielkiej miłości mego życia.
Miałam wtedy jakieś 13 lat, On pewnie z 19... Ja byłam uczestniczką obozu harcerskiego, On tegoż obozu instruktorem...
Nie był przystojny, że tak powiem: wręcz przeciwnie, z tego co pamiętam: był...nieprzeciętnie przeciętny...(i jeszcze do tego bardzo średniego wzrostu)...
Ale miał cały szereg zalet, które stawiały go przed resztą facetów w tamtej rzeczywistości.
I teraz będzie o zaletach!!!
Że był miły , sympatyczny, uprzejmy i takie różne, to się samo przez się rozumie...
Ale miał coś jeszcze: traktował poważnie takiego dzieciaka jak ja (bo w tamtych czasach 13-latki to były dzieciaki- naprawdę!) : słuchał, rozumiał i rozmawiał ze mną!!!
No, czyż trzeba więcej dla rozwoju najbardziej płomiennego uczucia ???
Nie trzeba.
I tak trwałam w tej miłości przez cały obóz (wtedy obozy trwały 3 tygodnie!!!). I jeszcze jakieś 2 miesiące... Jeździłam przez cały Wrocław - żeby móc tylko z nim porozmawiać...
Dobrze, że miał siostrę w moim wieku, z którą się zaprzyjaźniłam. Bo inaczej ...pewnie, jak ten głupek, wystawałabym pod oknami.
(Co ciekawe: właśnie sobie uświadomiłam, że Mój Mąż również ma siostrę w moim wieku, z którą się swego czasu zaprzyjaźniłam... )
Moja wielka miłość miała na imię Wojtek.
Teraz mam malutkiego Wojtusia. I to kolejna (po Relusi i Mikołaju) moja Wielka Miłość!!!



czwartek, 25 sierpnia 2011

Wsparcie

Galeria w Rybniku, ruchome schody. My- w górę; dziewczyna z krótkimi, cudownie rudymi włosami- w dół.
-Romek, chciałabym sobie ufarbować włosy na taki rudy...
-A ufarbuj sobie - słyszę - tylko nie przechodź koło stodoły.

piątek, 19 sierpnia 2011

Uroki podróżowania

Nie mam wyobraźni. Znaczy: inaczej - -wśród rozlicznych rodzajów wyobraźni brakuje mi jednej, ściśle określonej. Otóż nie mam wyobraźni przestrzenno-geograficznej. A żeby było śmieszniej, dotyczy ona tylko jednego miejsca: Rybnika. Ilekroć się tam znajdę - zawsze zabłądzę!
Dziś byłam u stomatologa w tymże Rybniku. I cóż: najpierw wysiadłam dwa przystanki wcześnie niż normalnie wysiadam. Bo miało być bliżej... Może i byłoby bliżej gdyby nie fakt, że poszłam w przeciwną stronę niż powinnam. No i zrobiło się w dalej.
Bo ja w Rybniku przemieszczam się "na azymut". I mój azymut można opisać: "wyznaczam najdłuższą i najbardziej skomplikowaną trasę z punktu A do punktu B".
Niemniej jednak dotarłam do dentysty na czas!!!
Po zabiegu, wyszłam z gabinetu, przeszłam przez ulicę , przemierzyłam mały skwerek z mnóstwem zielonych krzewów i wyszłam...gdzieś. Na jakąś ulicę. Dobrze, że akurat rozmawiałam z Moją Córką przez telefon, wspólnymi siłami ustaliłyśmy gdzie jestem. Co nie znaczy, że ustaliłyśmy w jakim kierunku mam iść.
Z lewej strony strony, w perspektywie ulicy miałam punkt, który znałam. Odniosłam się do niego i poszłam...w prawo.
Bo mój azymut powiedział, że do przystanku to w prawo lepiej. Nie było lepiej. Było gorzej: daleko i gorąco (jakby nie było działo się to w samo południe!)
Niemniej jednak, dotarłam do przystanku minutę przed odjazdem autobusu. Zdążyłam, wsiadłam... po czym się okazało, że wybrałam taki, który jeździ trasą wycieczkową przez wszystkie okoliczne wsie i droga z Rybnika do Rydułtów trwała całą wieczność.
Ale i tak uważam, że przy moim szczęściu w podróżowaniu na trasie Rybnik- Rydułtowy dużym sukcesem było, że nie trafiłam na autobus z przesiadką!!!

wtorek, 16 sierpnia 2011

Pałace i zamki...

Byliśmy wczoraj na wycieczce: Moszna, zamek nazywany Polskim Dysneylandem.
Faktycznie; polski.
Nie zachwycił mnie. I, co ważniejsze, nie zachwycił również Romka.
A więc nie polecam.
Piszę tu tylko o tym wydarzeniu z jednego, wielce ważnego, powodu.
Otóż w romantycznej scenerii parku okołozamkowego, wśród zieleni, śpiewu ptaków, plagi komarów, wrzasków dzieci i ich rodziców, smrodu kiełbasek z grilla i prawdziwej żołnierskiej grochówki, znaleźliśmy ławeczkę, nawet w nie bardzo ustronnym miejscu... i obiecaliśmy sobie solennie:
JUŻ NIGDY W ŻYCIU NIE ZWIEDZAĆ ŻADNYCH ZAMKÓW, PAŁACÓW, CZY TO W RUINIE CZY ODRESTAUROWANYCH!!!
Zamkom, pałacom, także ich ruinkom mówimy stanowcze NIE!!!

sobota, 13 sierpnia 2011

I jak tu ufać mężczyźnie...

Poranno-sobotnie zakupy. Tym się różnią od poranno-codziennych, że po a: odbywają się w sobotę, po b: że z Moim Mężem. Co skutkuje tym, że kupujemy całkiem coś innego niż mieliśmy (ja miałam) w planach.
Tak i tym razem się to odbyło.
Poszliśmy do Biedronki w celu zakupienia jednego niedużego bochenka chlebka żytniego, którym to chlebkiem odżywia się Mój Mąż.
Już w trakcie wędrówki po sklepie (trzeba zrobić rozeznanie, a może coś jeszcze kupić...) mówię do Niego, że od jakiś 3 tygodni mam ochotę na biedronkowe chipsy ale mi szkoda...nie, nie kasy; szkoda mi efektów wagowych, które osiągnęłam (wszak chipsy nie są odpowiednim pożywieniem na diecie!!!)...
OCZYWIŚCIE Romek wcale się tym nie przejął!!! Złapał mnie "za szmaty" odwrócił o 180 stopni i skierował ku regałowi, na którym leżał mroczny przedmiot mego pożądania. Opierałam się dzielnie (przez calutką drogę do regału z chipsami) a On równie dzielnie mi tłumaczył, że bez dyskusji, że jedna paczka to nic, że mi się w nagrodę należy ... i tak dalej.
Wcisnął mi w objęcia moje ulubione chipsy i powiedział: "a teraz tu". I z sąsiedniej półki wziął sobie paczkę sezamków!!!
Ja myślałam, że On z miłości do mnie te chipsy, a On z miłości do sezamków!!!







czwartek, 11 sierpnia 2011

Przybywa nam dzieci i kotów w rodzinie. O ile z dziećmi nigdy nie miałam problemu, o tyle do kotków podchodziłam "jak kot do jeża"
A teraz zawiszczę Moim Dzieciom...