wtorek, 29 listopada 2011

Oznaki starości

Wróciłam do domku. Po dość wyczerpującym dniu pracy. Proszę Romka żeby mi zrobił herbatę. Piję zieloną i z jednego "pampersa" wychodzi mi około 3-5 kubków. Zależy od rodzaju herbaty...Jeden warunek: nie znoszę wczorajszej. Bo "zajeżdża" papierem.
Na pytanie Romka czy herbata ma być z tego "pampersa" czy z nowego, odpowiadam zgodnie z prawdą, że nie wiem. Bo nie pamiętam czy on jest z rana czy wczorajszy.
A Mój Mąż rzuca: a jak tam jest na tym "pampersie" takie siwe z włosami, to stary?

sobota, 26 listopada 2011

Teatr, cyrk i prezenty pod choinkę

Wybraliśmy się do teatru. Po jakiś...40 latach. Tak, tak, byłam w klasie maturalnej. To nic, że u nas na maturze "Lenin i Związek Radziecki". Bo my w obowiązek szkolny mieliśmy wpisany obowiązek kulturalny: czytaliśmy lektury (i nie tylko lektury), chodziliśmy do teatru i do kina!
Po odpytaniu Romka na okoliczność tejże wizyty ("Romek, a ty pamiętasz jak się trzeba w teatrze zachowywać? - Pamiętam, nie szeleścić cukierkami* od papierków. A wiesz, że te fotele nie są zepsute? One się otwierają, po prostu"**), okazało się: "ja nie mam co na siebie włożyć". I, co ciekawe, to nie ja, to Mój Mąż nie miał co na siebie włożyć. Mówię: garnitur. A On pyta czy cały. Zanim odpowiedziałam, mignął mi w wyobraźni Romek w połowie garnituru, pionowej połowie, że się tak wyrażę.No, czy on ma spodnie założyć, pyta. Przestawiłam wyobraźnię na poziom: koszula, krawat, marynarka, gatki, skarpetki i buty. Uch!!!
Ustaliłam zakres pytania, również to, że wystarczy marynarka od garnituru i dżinsy.
I wtedy okazało się, że Mój Mąż nie ma krawata. A raczej ma, ale nie wie gdzie. Bo ja Mu kiedyś krawaty schowałam do jakiegoś pudełka i On nie umie ich znaleźć.
Do pudełka schowałam krawaty jakieś 5 lat temu i tylko na chwilę.
Znalazł, wisiały sobie na wieszaku. Dziwne...Wybrał srebrzysty do czarnej koszuli. Wyglądał jak nowobogacki cygan. Potem jeszcze kilka. I było coraz gorzej. Wreszcie stwierdził, że został Mu tylko z kurczaczkami, który tradycyjnie zakłada na Wielkanoc.
Wrrrr... Zagroziłam, że jak natychmiast nie znajdzie szarego, to Mu pod choinkę kupię. I skarpety.
Znalazł. Szybko nawet.
Ale i tak poproszę Mego Zięcia żeby przywiózł najbardziej szary krawat na świecie.
I włożę Mu go pod choinkę!


* Hmm... szeleszczące cukierki...
** Autentyk: lata sześćdziesiąte ubiegłego stulecia. Grupa dzieciaków z podkieleckiej wsi pojechała do kina. Po wejściu na salę podniósł się krzyk:" proszę pani, a te krzesła są popsute!"

poniedziałek, 21 listopada 2011

Hej !!! Przygodę czas zacząć.

Już wiem czemu tak popularne jest powiedzenie "nie lubię poniedziałków"!
Dziś poniedziałek.
Wstałam... Chciałoby się powiedzieć - jak zwykle.
Otóż nie jak zwykle.
Wstałam leciutko spóźniona. Nie na tyle, żeby panikować. Na tyle, żeby nie zdążyć wypić porannej herbaty. A bez herbaty... no cóż...życie traci urok.
Ubrałam się, zrobiłam sobie herbatkę, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam z domu. (Herbatka została...) Na przystanek autobusowy. Po drodze zdziwiłam się, że apteka zamknięta jeszcze. Ale nic pilnego z niej nie potrzebowałam.
Dotarłam na przystanek. I tu zdziwiłam się po raz drugi: puściuteńko. Normalnie niezły tłumek się kłębi.Jestem za wcześnie. No cóż, bywa.
Po 15 minutach, kiedy dalej stałam sama na przystanku, spojrzałam na zegarek i zamarłam: autobus się haniebnie spóźnił. A może wcale nie nie przyjedzie... Wszak to już 15 minut !!!
Pierwsza myśl: trzeba dać znać Ewie jak jest sytuacja... Dzwonię, uprzejma pani mnie informuje, że abonent poza zasięgiem. Po chwili dzwonię drugi raz. To samo. Po chwili... Siedem razy dzwoniłam. Nic. Co teraz ? Myśl!!! (Phi, myśl "w środku nocy"!!!)
Wymyśliłam: zadzwoniłam do Romka, Że co mam zrobić. A On, flegmatyk jeden: czekaj, zadzwonią, czemu nie przyjechałaś. "Ale Waldek będzie czekał na mnie na przystanku!"
"No to tym bardziej zadzwoni jak zobaczy, że cię nie ma" Wrrrr...
Myśl dalej....
Zadzwoniłam do Róży w tym środku nocy po telefon do Waldka...Przysłała. Nawet nie była zła o poranne budzenie...
Ufff.... Jestem uratowana...Dzwonię. Odebrał, nawet długo nie czekałam.
Tłumaczę ze skruchą, że autobus nie przyjechał, że już tak późno i co teraz...
A On mi na to :" Ale jest dopiero 7.40 , autobus masz o 8.20..."
Długi dzień przede mną. I dużo czasu na wiele przygód!!!

sobota, 12 listopada 2011

Hurra !!!

Uprzejmie informuję, że zagubione przedmioty SIĘ znalazły !!!
Podusię Mój Mąż schował starannie między obrusami.
A pojemniczek z podziałką Emilka włożyła na półkę z żelazkiem.
Ciekawe, jakie oni mieli intencje ...

Zimno. I smutno.

Na termometrze 0 stopni.W domu zimno. Pusto. Bałagan...
Romek skomentował:"Emilka pojechała z Wojtusiem. Zabrali nam ciepło rodzinne."

środa, 9 listopada 2011

Możliwości

Każdy zapewne słyszał o znikających przedmiotach. Sądzę też, że każdy choć raz w życiu doświadczył tego procesu na sobie...
Jakiś czas temu Memu Mężowi zginęła poduszka.
Po prostu: jednego wieczora ją miał a drugiego już nie...
Przeszukałam cały dom, biorąc pod uwagę Jego "sklerozę geniuszu" i wszelkie możliwe acz nieprawdopodobne miejsca w których mógł ją położyć. I nie znalazłam. Od tygodnia Romek śpi bez poduszki insynuując, że to Jego ukochany Zięć ją "gwizdnął".
Wątpię, bo Żuru już wrócił do Londynu, sama osobiście pakowałam Mu bagaż i nie był tam w stanie zwłok muchy ukryć a co dopiero poduszkę!
W każdym razie poduszki jak nie było, tak nie ma.
Dziś znów przeszukałam cały domek... Tym razem zginął mi pojemnik z podziałką. Którego to pojemnika używam często do odmierzania różnych rzeczy. Niestety. Nie ma. Wcięło! Wprawdzie mam jeszcze jeden ale on ma pojemność 60 ml. Użyłam. Długo używałam... Używałam też przy tej okazji "brukowanych" wyrazów.
I tak sobie myślę... Żuru pojechał...bez poduszki i bez pojemnika z podziałką... Został Romek ze "sklerozą geniuszu" i Emilka dziedzicznie taką samą cechą obciążona... Żadne z nich się nie przyznaje. Co mnie akurat nie dziwi !!!

Ciekawe co mi jeszcze schowali... I gdzie...

piątek, 4 listopada 2011

***

Pora śniadaniowa. Robię Emilce kanapkę: bułka z masłem i serkiem żółtym. Moje Córki używają niewielkiej ilości smarowidła do pieczywa. Ale już zdążyłam zapomnieć która ile. Pamiętam tylko,że jedna z nich smaruje pieczywo nożem a druga jednak masłem.
Żeby nie popełnić żadnej gafy pytam: Córciu, jak Ci posmarować bułeczkę?
I słyszę w odpowiedzi: tak średnio, ale bardziej mniej.
Posmarowałam.
Bardziej mniej.