wtorek, 30 listopada 2010

Opłakane (przeze mnie) skutki diety

Odchudzamy się. Razem. Od dość dawna. Ponieważ wyniki są bardzo pozytywne, więc ulepszamy (czytaj: zmieniamy) naszą dietę. Skutki są różne, choć zawsze pozytywne. Różne, bo ja chudnę ok 7% tego co powinnam według wskazań diety, a Romek - 120%.
W związku z tym jest mi przykro, jestem zła a nawet Go czasem nienawidzę jak staje na wadze!!!
Kiedy się ostatnio okazało, że On stracił 1,10 kg, a ja 0,10 kg w tym samym czasie...to już nie będę pisać jakie myśli powstały w mojej głowie...
Pytam Go straszliwie rozżalona: "Romek, dlaczego ty tak chudniesz a ja nie?"
A Mój Mąż mi na to: "Bo ja śpię energicznie. A spanie to jest ciężki wysiłek. Wiesz, ile to kalorii trzeba zużyć jak się śpi?"
On śpi 5 godzin na dobę! Jakby pospał normalnie (znaczy 9) to za 2 tygodnie będzie wyglądał jak anorektyk!!!

poniedziałek, 29 listopada 2010

Zycie bez teatru

Czas akcji: bardzo późny wieczór.
Miejsce akcji: pokój "telewizyjny".
Udział biorą; Mój Mąż (R) i ja (M).

R: idziesz się myć?
M: nie, będę jeszcze film oglądać.
po dłuższej chwili:
R: idziesz się myć?
M: nie! będę film oglądać.
po następnej chwili:
R: idziesz się myć?
M: nie!!! film będę oglądać! Wiesz,co to jest film?
R: No. Takie coś, co ma napisy z przodu i z tyłu.
Padłam.

wtorek, 23 listopada 2010

...a świstak siedzi i zawija...

Jeśli pragniesz interesujących snów, to polecam sprawdzony sposób: kolacja (nawet niekoniecznie ciężkostrawna) bardzo późnym wieczorem, tuż przed udaniem się w pościele.
Ja tak zrobiłam ostatnio i uzyskałam 2 bardzo ciekawe acz stresujące.
Bohaterami byli (w kolejności śnienia):
1.nastolatki biegające z pistoletami i świeżo naostrzonymi siekierami po osiedlu, na którym spędziłam dzieciństwo i używające w/w elementów nad wyraz obficie.
2.Mój Mąż w balecie!!! Nie wiem jak było na premierze bo śniłam o próbie generalnej: Romek w różowej spódniczce ze swym nieodłącznym zarostem...hmmm...i te piruety...
W czasie próby rozeszły się klepki i rusztowania sceny.
Ale nie wiem co dalej było bo właśnie wtedy Mój Mąż mnie obudził, żeby UWAGA !!! zapytać mnie ...o której mnie obudzić!!!
Bo, jak mi wytłumaczył , On woli obudzić się wcześniej i trochę poleżeć zanim wstanie...
W stanie najwyższego wzburzenia zaproponowałam Mu żeby mnie budził wcześniej, to ja Go obudzę, żeby mógł poleżeć zanim wstanie i będzie mógł mnie obudzić!!!
P.S. Jakby co, to ja proszę datki na Dom Dziecka zamiast wieńców na pogrzebie.

poniedziałek, 22 listopada 2010

Porozumienie serc

Mój Mąż kolekcjoner jest. I w związku ze swa pasją kolekcjonuje. Wszystko.
A nawet jeszcze więcej.
Trzydziestopięcioletnia praca nad Nim nie przynosi żadnych wymiernych efektów i ciągle znajduję różne dziwne rzeczy z Jego kolekcji najmniej odpowiednich do tego miejscach. Tu muszę przyznać, że przez owe 35 lat Romek nie wynalazł żadnej nowej kryjówki. Zawsze znajduję Jego nowe kolekcje w starych, sprawdzonych miejscach...
Co jakiś czas, jak się za bardzo rozplenią (te kolekcje) to zbieram, wystawiam do przedpokoju, i On je wtedy wynosi. Do piwnicy. Nadmieniam, że piwnica jest normalnej, blokowej wielkości i nie jest z gumy.
Słyszę wtedy różne uwagi typu:"nie ma dla mnie miejsca w tym domu..." bądź:"ciągle mi moje rzeczy przekładasz a potem mi wszystko ginie...".Nie dotyka mnie to specjalnie bo gdybym tego nie kontrolowała to musiałabym się sama wynieść do piwnicy. A to nie jest dobre miejsce.
Jakis czas temu wydzieliliśmy, na mocy wspólnego porozumienia, 2 półki (kolejne 2!) w szafie przedpokojowej. Półki dość obszerne.Na drobiazgi idealne. Dużo się zmieści. Tych drobiazgów.
Wczoraj z Romkowych półek zaczęły się różne rzeczy wysypywać. Uprzedziłam, że wszystko co wypadnie - wyrzucam do śmieci. Albo wcześniej posprząta.
Dziś rano usłyszałam dziwny hałas dochodzący z przedpokoju. Na sprzątanie nie wyglądało...
Ale może po prostu poustawiał na brzegu półki to co niepotrzebne a z czym nie ma serca się rozstać...
Wypadnie, ja wyrzucę a On będzie miał spokojne sumienie?

sobota, 20 listopada 2010

Dylematy

Otwarłam oczy bladym i szarym od deszczu świtem a tu depresja jesienna siedzi i szczerzy zęby we wrednym uśmiechu...
Zamykam je czym prędzej i widzę wieeeelki puchar lodów z bitą śmietaną i różnymi innymi pysznymi rzeczami...
Otwieram...
Zamykam...
Otwieram...
Zamykam...
A może otworzę, wstanę, wezmę moją depresję jesienną i pójdę się z nią zaprzyjaźniać za pomocą takich lodów?

wtorek, 16 listopada 2010

Wolna !!!

Znalazłam sposób na bezbolesne wyjście z uzależnienia. Mojego prywatnego uzależnienia od bułki grahamki i pasty z jajek.
Otóż: postanowiłam ugotować i uraczyć moich dzisiejszych "obiadowych" gości czymś szczególnym.To coś szczególne, to przepyszna potrawa(?), którą jadłam u Moich Dzieci, a którą Moja Starsza Córka nazywa "zielone błotko". Naprawdę nazywa się ona gumbo.Ale "zielone błotko"też ładnie, szczególnie, że tak właśnie wygląda.
Ale: do rzeczy!!! Od bladego świtu preparuję zielone błoto. Jest pyszne!!! PYSZNE!!! Wprawdzie wyszło mi brązowe, nie wiedzieć czemu, ale w smaku i konsystencji jest bez zarzutu.
Gotuję więc od białego świtu i mniej więcej od tego momentu próbuję... próbuję... próbuję...
Aż wreszcie, jakieś 15 minut temu przypomniałam sobie, że jakieś śniadanie trzeba zjeść.Przygotowałam sobie - to co zwykle - herbatkę zieloną i grahamkę z pastą z jajek.
Ugryzłam - nie zachwyciła mnie. Zjadłam do końca - bleeee.
Już nie lubię pasty z jajek.
Zostałam uwolniona od nałogu!
Teraz kolej na lody z bitą śmietaną!

wtorek, 9 listopada 2010

Zawiadomienie

Zawiadamiam wszystkich zainteresowanych, że w październiku 2010 roku Mój Mąż STRACIŁ prawo do określenia McGywer!!!
Nie wiem czy bezpowrotnie. To się okaże. W praniu czyli w życiu.
Stracił je (to prawo) ponieważ okrutnie zawiódł mnie i Swoją Córkę kiedy się okazało, że jedyny klucz jaki posiadamy znajduje się w domu, na półce z herbatami a my jesteśmy na zewnątrz. I rozwiązaniem jest się po prostu włamać.Przygotował sobie narzędzie włamalnicze z gałązki czarnego bambusa, gumki recepturki i anteny od samochodu. I co? i kicha!!! Nie włamał się, nie potrafi!!! A przynajmniej nie do domku Moich Dzieci... Bo do swego samochodu - bez problemu.
To było jakieś trzy tygodnie temu... Teraz sobie myślę, że może to dlatego, że nie miał przy sobie keczupu...