poniedziałek, 30 grudnia 2013

Dosiego Roku!!

Nagle stwierdziłam, że przez całe swoje życie nie robiłam postanowień noworocznych. Dziwne, nie?
Bo wszyscy robią...
To może i ja tym razem zrobię:
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!!!

sobota, 14 grudnia 2013

Trzynastego, w piąek

Wczoraj 13 był. I piątek. I 38 rocznica mojego z Romkiem prywatnego stanu wojennego. Ojojoj, jaka kumulacja!
Ale przeżyliśmy. I się mamy całkiem nieźle. Powiem więcej: mamy się bardzo dobrze!
Bo choć dzień się zaczął tym, że Romek zaspał do pracy i w związku z powyższym od jutra chodzi spać zaraz po Paulince i kurach*, to potem już było tylko lepiej.
Otóż:
Postanowiłam sobie kupić jakiś ciuch (wszak ciuchów nigdy za wiele). Były trzy, z którymi nie mogłam się rozstać...No i mam wszystkie trzy. Dzięki temu, że Romek posprzątał piwnicę. I sprzedał złom!  No, zaimponował mi, naprawdę.
Powiedział naszym Córkom (którym również zaimponował), że raz na 38 lat może mi kupić fajny prezent...
Dobrze, że jednak jest geniuszem, że swoją sklerozą i nie pamięta, że to nie pierwszy prezent... Ja tam Mu nie będę wypominać.  Przepraszam: przypominać.
A potem Romek sobie dostał prezent urodzinowo-podchoinkowo-imieninowy. A ja Mu dodałam prezencik rocznicowy.
 I było miło.Chociaż bez lodów (bo się odchudzamy do nadal) i bez kawy (bo w domu mam fajniejszą maszynkę do spieniania mleka i kawę lepszą).
A następnie, na fali wydawania kasy, kupiliśmy prezenty dla trójki naszych Wnuków. Nie, nie świąteczne. Urodzinowe! Dla czwartego nie. Bo jego matka nie dała namiarów. I jeszcze nie wiemy co by chciał.
I nic by może w tym dziwnego nie było, gdyby nie fakt, że urodziny naszych Najmilszych zaczynają się od Nika w lutym (i dla Niego właśnie nic jeszcze nie mamy) poprzez Lusię w kwietniu, Wojtusia w maju i Relusię w czerwcu!!!
A potem już wróciliśmy do domu i każde z nas bawiło się swoimi nowymi zabawkami.
A dziś się okazało, że piątek 13 fajny jest i sobota 14 również fajna. Bo fajne rzeczy się na dziś zapowiadają!
__________________________________
* Kury sobie chodzą i patrzą czy Paulinka wybiera się spać. Jak zobaczą, że Ona jest już w betach to szybko siadają na grzędach i też usypiają. I to jest wariacja na temat przysłowia, że ktoś chodzi spać z kurami.

piątek, 13 grudnia 2013

Kalambury





Wojtuś mówi przedziwną mieszanką języka polskiego, angielskiego i wojtusiowego.Czasem rozmawia z nami krótko, czasem musi  przemawiać długo. Bo nie zawsze rozumiemy o co Mu chodzi. Z tym, że uczciwie muszę przyznać: Z Ojcem swoim i Ciocią raczej rozmawia po polsku.  Ze mną i Emilką... no cóż.
Próbka dialogu:
W.: porusza ustami jak ryba
E.:jesteś rybką?
W.: nieeee. Hap, hap
E.: a, krokodyl jesteś,
W.: nieeee, am
E.: zjesz rybkę.
W.: nieee, hap, hap.
E.: krokodyl zje rybkę.
W.: nieee.... ja, plum, plum.
E.: Aaaa, ty się chcesz wody napić!
W.: Taaaak, hurra!!!
Może prościej powiedzieć: "daj pić". Ale trzeba było sprawdzić jak się ma matczyna inteligencja.
Miała się dobrze, Wojtuś dostał wodę.
Ale kiedy Emilka odebrała na skypie informację od swego Ojca, tośmy się obie załamały...
Brzmiała ona następująco:
"Mila, Mila... przyślij mi malowane domków zdjęcia com popełnił".

Niko podwija rękawy w każdej bluzce. Jakby mógł - nawet w kurtce! Jak Dziadek!
A Wojtuś, jak Dziadek, porozumiewa się z nami za pomocą kalamburów.