piątek, 27 października 2017

Zdrowo



Po wczorajszej, dłuuugiej i efektywnej wycieczce wytworzyło mi się tyle endorfin, że miałam problemy z zaśnięciem.Generalnie cierpię na bezsenność. Długie lata już. Raz jest lepiej - tylko problemy z zaśnięciem, raz gorzej - przez dwa lata nie przespałam ani jednej nocy, drzemałam tylko po kilka minut...
Radzę sobie, jak mogę.
 A to baranki przez bramkę przepuszczać wedle kolejności...
A to liczyć od 1 do 100 i z powrotem: w te i wewte
A to mleczko przed snem - kiedyś, bo teraz mnie truje.
A to woda z miodem. Wprawdzie mód jest ohydny ale czegóż się nie robi dla zdrowia.
A to dziurawiec w hektolitrach. Wycisza, uspakaja a dodatkowo likwiduje stany zapalne w człowieku.
Ale są sytuacje, kiedy żaden sposób nie działa i trzeba się uciec do farmakologii. Bo jak mówi mój Pan Doktor Rodzinny - wyspać się trzeba. Choćby raz na jakiś czas.
No i ostatniej nocy wspomagacz okazał się niezbędny.
Na zegarze wybiła 2.00 a ja dalej rześka, choć zmęczona jak nie wiem co. I żadne barany nie pomagają. Od dziurawca popijanego wodą z miodem dokucza mi rozciągniety ponad miarę żołądek.
Podjęłam decyzję: tableteczka na sen.
Wyczołgałam się z łóżka, wysupłałam tabletkę z opakowania (jeszcze je najpierw musiałam znaleźć - od nieużywania gdzieś się starannie schowało!).
Zażyłam.
A ponieważ ona tak od razu nie działa, to pomyślałam, że te 15 minut, które muszę spędzić na czekaniu, wykorzystam czytając ulotkę lekarstwa, które dostałam ostatnio od ortopedy i o którym nic nie wiem, a używam.
No i poczytałam.
Na początek się okazało z owej ulotki, że to lekarstwo ma się nijak do moich dolegliwości...
Zaraz potem, że nie wolno go łączyć z tabletkami nasennymi. Co właśnie uczyniłam.
A potem to już były tylko skutki uboczne i opis tego wszystkiego, co mi grozi jak nie będę przestrzegać wskazań i przeciwwskazań.
Najbardziej mnie ujęło to, że mogę:
-dostać zawału
-mieć objawy grypopodobne
--trudności w przełykaniu
-nadwrażliwość na światło
-wypadanie włosów.
Oczywiście natychmiast mnie to wszystko dopadło. No, może z wyjątkiem wypadania włosów! ;)
Szczególnie mi ten zawał dokuczał!
poleżałam, pozastanawiałam się czy już budzić Romka, czy może poczekać aż objawy będą spektakularne...
A następnie usnęłam...
Ostatnią moją myślą było: albo się wyśpię, albo dostanę tego zawału we śnie i nie będę nikomu głowy zawracać.
Jak widać z dzisiejszej relacji - wyspałam się!
_______________________________________________

"Życzę zdrowia i dobrego humoru! A jeżeli nie można, to tym bardziej"
Za Stefanią Grodzieńską















czwartek, 26 października 2017

W Brennej. Bez Róży i Janka...

A, nie... przepraszam:
Janka wprawdzie nie spotkaliśmy. Ale różę i owszem:



 :):):):):):):):):):)
____________________________________________________

Ale: od początku.
Piękny, pochmurny poranek jesienny. I codzienne pytanie:
co robimy?
Do wyboru mieliśmy:
-dzień gospodarczy czyli sprzątanie
-zakopać się w bety i spać do oporu
-pojechać na wycieczkę.
Zrozumiałe, że wybraliśmy trzecią opcję!

Wałówka zapakowana:

 ruszamy!


Wiadomo, że do Brennej! Lubię jesień w górach!
Widoki piękne:






Ogólnie.
_______________
Bardziej szczegółowo - piękniejsze i ciekawsze:



Na "witajcie w Brennej " - jaszczurka.
_______________



Potem grzyby. Niekoniecznie jadalne...
_______________



Rwący potok
_______________




I potok ... stopniowy (po schodach sobie płynie...)
_______________




A tu jesień się z wiosną spotkały :suche liście, szyszka i kwitnące poziomki.
______________________




Spotkaliśmy cudny domek. Nawet basen miał prawdziwy!Choć mnie zauroczył dach z trawy... Postanowiliśmy się wprowadzić...  Okazało się, że zamieszkały. :(:(:(
____________________



Idę!

A tu się okazało, że przeszłam 5 kilometrów!
_________________________________________________

Po drodze jeszcze Romek postanowił obfotografować ... mech. (No, ma takie dziwne potrzeby).
Mech rósł sobie na kamiennym płocie:


Bardzo ładnie rósł, cały płot zarósł starannie...
A z płotem było domostwo. I ogródeczek. I dwa psiaki. Małe ale groźne i hałaśliwe. A w płocie była brama. Otwarta. A ja się panicznie psów boję.
Mówię do Romka: chodź stąd bo cię któryś z tych kundli  złapie za siedzenie...
A Romek: złapie??? musiałby tu z taboretem przylecieć!
_______________________________________________

A na koniec postanowiliśmy jednak Różę i Janka odwiedzić! Choć wiedzieliśmy, że Ich nie ma. Ale nadzieja umiera ostatnia...

Nie było:

Romek to był aż tak zdeterminowany:

Ale Mu wytłumaczyłam, że jak przelezie przez ten płot, to co najwyżej się może wody ze studni napije, bo tam wszystko pozamykane. A włamywać się nie będzie!
Zrozumiał. Zrezygnował.
Na kawę pojechaliśmy do "Bajki". Kawa szatańsko mocna. Polecam. Ciastka też mają dobre.

środa, 11 października 2017

Donosiciel Społeczny donosi...

Taka sytuacja:
Miejsce:
parking osiedlowy
Bohaterowie:
Starsze małżeństwo(nazwijmy ich A,B)
 i Sąsiad tychże (taki blokowy, którego zna się z "dzień dobry" raptem) - C
Okoliczności:
 autko, które odmówiło posługi z powodu rozładowanego akumulatora.
Dialog:
C: dzień dobry
AB: dzień dobry
A: sąsiedzie, ma pan prąd, bo mi się akumulator rozładował.
C : jak ma pan kable, to pomogę.
Okazuje się, że kable w bagażniku, a bagażnika nie da się otworzyć, bo ... akumulator się rozładował.
C: ale jak coś ważnego, to ja podwiozę (jakoś tak to było, nie mogłam zbyt nachalnie podsłuchiwać...)
A: nie, nie, poradzimy sobie. Zresztą to żony wina, to przez nią się ten akumulator rozładował.
Lojalny, kochający mąż.
I jaki czuły sąsiad!Jak doniósł pięknie! Zadbał, żeby sąsiad miał świadomość, że to przez tę durną babę pan A ma teraz problemy. I żeby sobie sąsiad nie pomyślał, że to on, A, taki nierozgarnięty jest, że dopuścił do rozładowania akumulatora.Wszak on zawsze w porządku jest.
No bardzo jest!!! Jak się żona zdenerwuje i zaczyna krzyczeć to ma zwyczaj mówić:"przestań bo sąsiedzi usłyszą."
Hihi! Słyszałam nieraz jak to mówi!