niedziela, 6 listopada 2016

Emeryturo ahoj !!!



Wstał.
Zjadł śniadanie.
Zasiadł przed telewizorem.
Ogląda...
Ogląda...
Ogląda...
Pytam: Romek, za chwilę idziesz na emeryturę, planujesz tak ją spędzić?
Odpowiada, że testuje różne warianty.
Ja: Jakie warianty? Wszak TYLKO siedzisz i patrzysz w ekran. To jest jedyny wariant!
Romek: Bo ten mi się najbardziej podoba.





sobota, 5 listopada 2016

Kawa, kawka, kawusia...

Posprzątałam kuchnię! Może to nie jest jakiś wielki wyczyn. Wszak sprzątanie kuchni odbywa się w każdym (mniemam) gospodarstwie domowym. Jeśli nie codziennie, to co jakiś czas...
Ja lubię codziennie: mam manię pustych blatów, stołów i innych powierzchni poziomych.
Romek nie ma... Więc: codziennie.
Jak On się przewraca na drugi bok (czyli około północy), ja idę do kuchni i chowam wszystko na miejsce. I takie tam... no, wiecie jak wygląda sprzątanie kuchni. wszak nie jestem Perfekcyjną Panią Domu żeby tego uczyć.
Ale od bez mała miesiąca, kiedy zostałam kontuzjowana w kolizji, w której żywota dokonało Romka TICO i moje skarpetki - nie mogłam sprzątać. Mogłam tylko prać i wieszać pranie! (to znaczy też w zasadzie nie mogłam ale Romek zawsze mówi, że to są moje rozrywki i przyjemności. To jakże bym mogła moje przyjemności na kogokolwiek scedować???)
Bo moja kontuzja umiejscowiła się w mostku ograniczając moją mobilność do jakiś 5%...
Z różnych źródeł się dowiadywałam, że tak mniej-więcej po czterech albo sześciu tygodniach przejdzie.
Ale ja się szybko regeneruję! I przeszło mi po czterech. Bez jednego dnia!!!
No, to jak przeszło, to trzeba coś pożytecznego zrobić. To znaczy wygłaskać kuchnię.
Bo resztą mieszkania i tak zajmuje się Romek. Taki podział obowiązków mamy!
No, to poszłam głaskać moją kuchnie:
-moje pudełeczka w szafkach krzywo poustawiane
-moje szufladki, w których noże mieszały się z łyżeczkami i przyprawy nie stały w określonym porządku.
-moje blaty, na których owoce i warzywa, zamiast leżeć karnie na tackach, rozpychały się bezczelnie w workach foliowych.
Wygłaskałam.
Postanowiłam, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, napić się kawy.
Mam ekspres,a właściwie: ekspresik. Malutki taki. Bo ja malutkie kawki piję.
Mam też cudo moje najcudowniejsze: spieniacz do mleka.
To dwoje z trojga moich przyjaciół, których używam, używam, używam... Żeby nie powiedzieć: nadużywam.
I otóż kolejność jest taka:
najpierw kawka robi się w ekspresie
a pod koniec mleczko spienia się w spieniaczu.
Ponieważ ekspres jest jak Romek - flegmatyk, a spieniacz jak ja- choleryk.
W związku z tym w międzyczasie mam wolną chwilkę. Którą to chwilkę wykorzystuję różnie...................(tu możecie wpisać, co Wam do głowy przyjdzie. ;) )
Dziś zrobiłam tak samo. Kiedy usłyszałam, że mój ekspresik mnie woła, pobiegłam włączyć spieniacz!
I cóż się okazało???
Ni mniej ni więcej - że moja kawka "zrobiła się" na podłogę. :(
ZAPOMNIAŁAM o kubeczku.
Ale prócz, że na podłogę, to po drodze zalała pracowicie cały ekspres i cały spieniacz.
A toto na prąd jest. A ja się z prądem nie przyjaźnię nadmiernie...
I co teraz?
Zaryzykować i włączyć jeszcze raz. Czy napić się herbaty.
Zaryzykowałam. Przeżyłam.
I wniosek mi się nasunął taki mianowicie, że producenci kuchennych urządzeń zasilanych prądem muszą myśleć o gapowatych gospodyniach domowych.
Bo jakby nie myśleli, to szybko by im się klientela wyczerpała.
Pocieszające to jest. Nieprawdaż?










wtorek, 1 listopada 2016

Emerytura za progiem

Straszne!
Romek za 47 dni idzie na emeryturę!!! AAAAAAAAAAAAA!!!
Po pierwszym stresie (jakieś 2 lata temu) "bo jak ja sobie poradzę, jak On będzie cały dzień w domu?" - zaczęłam się przyzwyczajać do tej myśli...
Było ciężko, bo Romek jest trudny, kiedy siedzi w domu. Jak mówiłam Moim Córkom, że Ich Ojciec ma np. trzy dni wolnego, to słyszałam: "biedna mamusia..."
A od niedawna - zaczęło mnie to cieszyć i nie mogłam się doczekać, kiedy ten szczęśliwy szczęśliwy dzień nastąpi.
Do dzisiejszego poranka.
Chociaż, jak wstałam, to nic katastrofy nie zapowiadało.
Ja mam utarte zwyczaje:
-wstaję o poranku (tak około 9.30-10.00)
-po porannych ablucjach zjadam śniadanko
-po śniadanku zasiadam do komputera, ażeby sprawdzić "co tam, panie, w polityce"
-potem  zakupy, sprzątanie, gotowanie...
Czasem pogadam z Pyzką Moją Ulubioną, czasem z którąś z Córek...
Czasem coś uszyję...
Ale RAMY zawsze takie same.
To tak bywa, kiedy Romek jest w pracy. Jak szczęśliwie ma wolne, to dlatego, że do pracy idzie na drugą zmianę (sobota!). Albo na nabożeństwo (niedziela). Albo jedziemy do Wrocławia.
albo zgoła ma urlop i nie ma nas w domu!
A dziś!!!
TAK !!! Dziś wstał, zjadł śniadanie i krząta się od bladego świtu, zaburzając rytm  mojego życia, wprowadzając do niego chaos i powodując trzęsienie ziemi.
To się naprawdę źle skończy!!!
Ja mam mocno (za mocno!) rozwinięte poczucie obowiązku i nie potrafię się skupić  na codziennych porannych czynnościach (w tym wypadku na prasówce-internetówce) , kiedy On upiornie pracowicie składa kartony, sprząta "odpady" po wczorajszym pakowaniu paczki. I różne inne rzeczy wyczynia, o których nawet nie wiem. Bo robi je w innych pomieszczeniach niż to, w którym ja przebywam!
Człowiek, który prze ostatnie prawie 42 lata naszego wspólnego życia na każdą moją propozycję zaczynająca się od słowa "zrób", odpowiadał niezmiennie: "zaraz"!
No i co, pójdzie na tą emeryturę i będzie się CODZIENNIE zachowywał tak, jak dzisiaj?!?!?!?
Ja za stara jestem na zmiany! I nie zdołam poświęcić następnych 40 lat na zmianę przyzwyczajeń...
Nie mam w planach tak długiej wędrówki po ziemskim padole.
POMOCY!!!!!
Idę się załamać!