sobota, 25 października 2014

Laurka

Na początku było tak:
"Ciociu, wy byście się polubiły z moją mamą. Obie tak samo dużo mówicie".*
No tak. Tak samo dużo mówimy. Ale,, ponieważ umiemy słuchać, to się polubiłyśmy.
A,co ważne, polubili się również nasi mężowie.
I to jest dobre, bo możemy jakąś część życia spędzić razem.




Co nas dzieli:
- 17 kilometrów.
-priorytety
-poglądy na różne, mało ważne sprawy
-zgoła inne poczucie humoru
I nad tym co nas dzieli nie będę się zatrzymywać. wszak ważniejsze jest to, co nas łączy!
A co nas łączy?
-Pan Jezus
-dwóch małych rudzielców:
Natan (Róży)

Wojtek (mój)_
 i zaraz potem:
-dwie małe królewny:
Noemi (Róży)

Lusia (moja)
 A poza tym łączy nas jeszcze:
-poglądy na życie, te najważniejsze
-priorytety
-ilość wnuków (dzieli nas tu rozpiętość wiekowa owych: u Róży to raptem trzy lata, u mnie 13! no i to, że ja mam po równo chłopców i dziewczynek, podczas, gdy u Róży przeważają chłopcy. )
-mężowie flegmatycy
-nasze choleryczne usposobienia
-potrzeba mówienia
-miłość do lodów
a co za tym idzie:
-ciągłe odchudzanie.
 No, więcej nas łączy niż dzieli!
Lubimy spędzać ze sobą czas.
I najczęściej spędzamy go aktywnie.
Ale, żeby nie było: po każdej aktywności jest coś dobrego do jedzenia (LODY).
To powoduje, że znowu możemy i musimy się "aktywnie" spotkać.
Więc się spotykamy.
W Arboretum, w parku sensorycznym Rydułtowach, na zamku w Raciborzu, w Brennej...






Jeszcze beczki soli razem nie zjedliśmy (chociaż beczkę lodów pewnie tak...).
Jeszcze ciągle ciągle do końca nie wiemy, czego się możemy po sobie spodziewać.
Ale ja się spodziewam dobrych rzeczy...
I życzę Róży i Jankowi w tej laurce samych dobrych wspomnień.
Nam też tego życzę.
Chociaż to laurka dla Procnerów jest!!!

-------------------------------
* Miłosz, syn Róży i Janka

wtorek, 21 października 2014

Reportaż pod tytułem: "W pogoni za babim latem"

Jako, że za dwa dni mają spaść śniegi, postanowiliśmy wykorzystać ostatnie podrygi jesieni i "polatać " po świeżym powietrzu...
Mamy takie nasze "opracowane" drogi i dróżki, z których korzystamy za każdym razem. Wybór zależy od ilości wolnego czasu, towarzystwa i kondycji.
Dziś kondycja nienadzwyczajna.*
Czasu też niezbyt wiele.
A i samotni się poczuliśmy, opuszczeni przez Różę i Janka.
Wybraliśmy zatem trasę krótką i niedaleko domu.
A Romek postanowił nową trasę wytyczyć:"pójdziemy prosto i przez lasek do tej naszej drogi".
Poszliśmy.
Prosto było całkiem nieźle, ale skończyło się torami, przez które nie dało się przejść. A do tego,miast babiego lata, rozchodził się upojny aromat ekologicznych nawozów, które to nawozy użyźniały pole obok miedzy którą wędrowaliśmy!
Nic to, jak wycieczka, to wycieczka. Zaczęła się druga część: przez lasek!
I teraz będzie foto-reportaż!
Proszę:
Tam?
Nie.
Może tam?
Nie wiem...

Zaraz będzie ta droga, za następną przecinką...

WRRRRRRRR...........

No, już, zaraz...
Szczęśliwie znalazł.
Skończyły się również upojne zapachy z pola.
A potem już było tylko. O tak:
I całkiem miło:


A potem powrót do cywilizacji...
W stronę słońca, do autka!
------------------------------------------------------
*(Wszak jesteśmy po imprezie urodzinowej u mamy-teściowej, wizycie u ukochanych Pyzków i wyjadaniu tego, co po imprezie zostało. Romek zawsze mówi: ma się zepsuć i zmarnować, lepiej zjeść i odchorować.
Zjadł, dowiedział się, że posiada już nie tylko wątrobę ale i woreczek żółciowy...Nawet wie, gdzie owe dziwne rzeczy posiada!  Zagryzł ranigastem. I jest ok.
Ja mam nadzieję, że dowie się za nie długo, że ma serce!)

czwartek, 2 października 2014

Przemijanie...

Przypuszczałam. Podejrzewałam. Spodziewałam się. Ba! byłam pewna.
Że nadciąga.
 Nieubłagana i wszechpotężna.
No i stało się.
Za oknem mżawka. Albo mgiełka. Zależy przez które okno patrzeć na świat.
Pan Zubilewicz napomyka o przymrozkach gruntowych.
Na termometrach (tym od strony mżawki i tym od strony mgły) 12 stopni...
Wszystkie moje giezła letnie wynajęły lokal na pawlaczu odstępując szafę bluzkom z długim rękawem, sweterkom, żakietom i kurteczkom...
Już nie wspomnę, że letnie klapki trzeba było wymienić na bardziej "zabudowane"...
Jesień przyszła...

Piękna muzyka kosiarek do trawy umilkła...
Panowie z kosiarkami odlecieli do ciepłych krajów... Tam wszak też trzeba trawę kosić.
A ponieważ natura próżni nie lubi więc panów z kosiarkami zastąpił pan śpiewający.
Pan chodzi po osiedlu i śpiewa.
Muzyka jest niebogata, tekst również. Ale za to treści ma mnóstwo.
Brzmi mniej-więcej tak:
"hooooo,hooooo, kartoFLE, zimNIOKI".
"Pyrki" nie śpiewa. Pewnie region nie ten i boi się, że nie zrozumiemy.
A za panem z ziemniakami za nie długo przyjdą panowie z ogromnymi łopatami i muzyka wróci.
 I będzie: "szuszuszuszu" od bladego świtu...
Bo już zima nadchodzi...
Smutno...