poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Moi pierwsi najważniejsi

Jak się jest kilkulatkiem to mądrzy inaczej dorośli mają we zwyczaju pytać: "a kogo bardziej kochasz, mamusię czy tatusia?". Zżymałam się zawsze na takie pytania... Moja Córka ( która od małego charakteryzowała się wnikliwością obserwacji i trafnością odpowiedzi na głupie pytania) odpowiadała: "Tatusia mocniej, a mamusię bardziej".
Wierzcie mi, ta odpowiedź często zamykała usta wścibskim. A bywało, że otwierała. Bo co poniektórym szczęki opadały...
Przez lata całe się nie zastanawiałam kto kogo mocniej a kto kogo bardziej...
Aż przyszła chwila, w której los postawił przede jedno z takich pytań...
Po ponad czteromiesięcznym pobycie u Moich Dzieci, po przeróżnych problemach bytowych, zdrowotnych i emocjonalnych, nadszedł czas odpoczynku: przeprowadzki dokonane, ciąże donoszone, dzieci urodzone.
Można zadać sobie parę egzystencjonalnych pytań. No, to sobie zadaję.
Kiedyś jedna moja znajoma, mająca jakąś ilość wnucząt, powiedziała o swym pierworodnym wnuczku: "Łukasz zawsze będzie najważniejszy, bo jest pierwszy".
Wtedy mnie to mocno zdziwiło. Ale miałam tylko Jedną Królewnę - Aurelię i nie myślałam o następnych i o tym czy pierwszy to najważniejszy...
Teraz mam ich czworo. I to pewnie liczba ostateczna jest. (Jeśli nie - skoryguję myślenie.)
I nagle zaczęłam się zastanawiać...
Nie, nie nad tym które pierwsze, które najważniejsze... Chociaż właściwie - nad tym.
I co się okazało:
Mam dwie królewny i dwóch przecudownych chłopaków.
**Aurelia - najważniejsza, bo pierwsza. Najdłużej Ją mam i największą mam do Niej słabość. Bo bardzo chciałam mieć wnuczkę. I poczułabym się pewnie potwornie rozczarowana, gdyby się okazała chłopcem. Nie lubiłam małych chłopców, oj nie lubiłam.
**Mikołaj - kiedy się okazało, że jest chłopcem przeżyłam szok. I nie był to zachwyt... Ale musiałam się szybko otrząsnąć bo inni też byli w szoku...Pierwszy chłopiec w rodzinie (także dalszej). Najważniejszy, bo miał najtrudniejszą drogę do serca babci.
A Mikołaj jest najmilszym, najbardziej statecznym i zrównoważonym pięciolatkiem jakiego znam. Od początku był tak nieinwazyjnym i niekłopotliwym dzieckiem, że bardzo szybko polubiłam stan "mieć wnuczka".
**Wojtuś - ten miał łatwiej, kuzyn Mu "przetarł szlaki".Ale jest za to pierwszym rudzielcem w naszej rodzinie. I wszyscy się cieszymy. Zawsze chciałam mieć rude dzieci. Mam wnuka!!!A poza tym jest tak czarujący, że żadnymi słowami tego nie opiszesz. Jego pierwszeństwo objawia się również tym, że temperament odziedziczył po swojej prababci. Jest szalony! I ma w sobie tyle miłości do rozdania...I w tym się Jego "najważniejszość" objawia, rozdaje tę swoją miłość wokół i nasze serca topnieją jak lody na słońcu (żeby nie było zbyt ckliwie).
No i jeszcze:
**Łucja - Lusia po prostu - najważniejsza, bo cały świat całej rodziny się wokół Niej obraca. A Ona temu światu pokazuje marsową minę, jeśli na czas nie nakarmią, rozdaje uprzejme uśmiechy, jak kto zasłużył (Ciocia Paulinka np. zasługuje), wdzięczy się i kryguje kiedy słyszy głos Wujka Rafała i z uwagą słucha kuzynki Reli, która Jej opowiada o ziemniakach i zbilansowanej diecie. I pierwsza bo pierwsza czarnowłosa, podobna do mnie. A dziadek (JEJ dziadek) stwierdził, że wygląda jak babcia (czyli ja) kiedy jest wkurzona na dziadka.

Oto moi PIERWSI NAJWAŻNIEJSI.

Ps. Rela powiedziała:"Babciu, będziesz miała jedną królewnę, bo ja chcę być magikiem".

sobota, 27 kwietnia 2013

Starsza siostra

Patrzę na Moją wnuczkę i pytam:"Rela, czy ty się źle czujesz ?"
A Ona: "Zjadłam całą czekoladę. To przez Nika, on mi przyniósł"
Niko z oburzeniem:"nie!"
Rela:"Jak to nie! Sama ci kazałam!"

środa, 24 kwietnia 2013

Sen

Sen. Niezbędny do życia. Mnie też. Zawsze był.
A teraz jeszcze bardziej, bo mi go troszkę brakuje odkąd mała Lusia jest z nami a Jej duży brat wstaje w środku nocy (np. o 6.30).
Raz w tygodniu spędzam 1,5 dnia u Paulinki. Tu dzieci są duże i nie tak absorbujące jak Emilkowe. A jeśli już są absorbujące, to z całą pewnością w innych godzinach!
Wczoraj nastał taki dzień. Spać się udałam nawet o dość przyzwoitej porze. Ale o 4.30 ukochana kotka Mojej Wnuczki postanowiła się pożalić na ciężki los. No i się żaliła...i żaliła...i żaliła. Nie wiem do której. Pod drzwiami pokoju, w którym spałam. Ilekroć otwierałam drzwi i ją wpuszczałam to ona myk-myk na łóżko i się rozgląda w poszukiwaniu Relusi... A ponieważ Relusi nie było, to miau...żeby ją wypuścić. No to wypuszczałam... Zamykałam drzwi...a kotka..."bo Relusi nie ma...".Więc ją wpuszczałam..............
i tak się bawiłyśmy cały poranek.
Wstałam 8.10. Co się będę męczyć, już mnie nogi rozbolały od chodzenia od drzwi do łóżka...
Wrócę do Emilki to odeśpię. Jej kotki śpią w nocy a nad ranem idą na spacer i wracają około 9.00. A Wojtusia spacyfikuję w południe i zawsze mogę z nim te 3 godziny pospać...

Właśnie mnie Paulinka poinformowała, że rzeczona kotka udała się na spoczynek. I, jakbym chciała, to mogę iść jej pohałasować, a nawet poskakać po łóżku.
Nie wiem... Przemyślę sprawę.

piątek, 5 kwietnia 2013

Konflikt między rodzeństwem

Siedzi Paulinka na fotelu i trzyma Nika na kolanach. Podchodzi Wojtuś i ładuje się również na owe kolana. Wszak to Jego ukochana ciocia jest!
Ukokosili się obaj. Paulinka popatrzyła i mówi: jeszcze się Lusia zmieści. A Wojtuś: nie, nie...
Ale jest nadzieja. Przed chwilą Wojtuś ustawił na stoliku trzy żyrafy: jedną dużą i dwie małe i wytłumaczył mi, że duża to mama, a małe to Wojtuś i Lusia.
Chyba, że po prostu mamusią się podzieli z siostrą. Za to ciocią raczej nie...