środa, 24 kwietnia 2013

Sen

Sen. Niezbędny do życia. Mnie też. Zawsze był.
A teraz jeszcze bardziej, bo mi go troszkę brakuje odkąd mała Lusia jest z nami a Jej duży brat wstaje w środku nocy (np. o 6.30).
Raz w tygodniu spędzam 1,5 dnia u Paulinki. Tu dzieci są duże i nie tak absorbujące jak Emilkowe. A jeśli już są absorbujące, to z całą pewnością w innych godzinach!
Wczoraj nastał taki dzień. Spać się udałam nawet o dość przyzwoitej porze. Ale o 4.30 ukochana kotka Mojej Wnuczki postanowiła się pożalić na ciężki los. No i się żaliła...i żaliła...i żaliła. Nie wiem do której. Pod drzwiami pokoju, w którym spałam. Ilekroć otwierałam drzwi i ją wpuszczałam to ona myk-myk na łóżko i się rozgląda w poszukiwaniu Relusi... A ponieważ Relusi nie było, to miau...żeby ją wypuścić. No to wypuszczałam... Zamykałam drzwi...a kotka..."bo Relusi nie ma...".Więc ją wpuszczałam..............
i tak się bawiłyśmy cały poranek.
Wstałam 8.10. Co się będę męczyć, już mnie nogi rozbolały od chodzenia od drzwi do łóżka...
Wrócę do Emilki to odeśpię. Jej kotki śpią w nocy a nad ranem idą na spacer i wracają około 9.00. A Wojtusia spacyfikuję w południe i zawsze mogę z nim te 3 godziny pospać...

Właśnie mnie Paulinka poinformowała, że rzeczona kotka udała się na spoczynek. I, jakbym chciała, to mogę iść jej pohałasować, a nawet poskakać po łóżku.
Nie wiem... Przemyślę sprawę.

1 komentarz: