niedziela, 12 stycznia 2014

Smutno...

Tak dawno mnie tu nie było, że bez mała, drogi zapomniałam.
Dziś będzie smutno...
Bo z czego mam się cieszć?
Że słońce powędrowało nie wiem gdzie i nie mogę go znaleźć...
Że zima jakaś taka durnowata... Żeby nie było: nie śnią mi się zaspy śnieżne, sanki, narty i inne akcesoria zimowe. Z akcesoriów zimowych to ewentualnie kaflowy piec rozgrzany do czerwoności. Ale gdzie teraz szukać kaflowego pieca...
Że dopiero 12 stycznia i cztery miesiące czekania na... życie.
Że drugą niedzielę z rzędu mam areszt domowy i nie mogę iść do kościoła bo w tamtym tygodniu Romek otruł się starą sałatką i poprawił bigosem (na skutki opuszczę zasłonę milczenia). A teraz leży i dogorywa bo ma katar. (Podejrzewam, że generalnie jest przeziębiony. Ale On utrzymuje, że ma katar.)
Że Dzieci Moje i Wnuki Moje tak daleko, że na księżyc bliżej...
Że przyjaciele gdzieś się zapodzieli... A może tylko myślałam, że ich mam...
Jeszcze mogę tak długo.
Ale nie chcę.
Bo na razie jest mi tylko smutno.
A za chwilę zafunduję sobie depresję.
I  tak uważam, że już nic dobrego mnie nie spotka...
Ale to dziś tak uważam. Może mi do jutra przejdzie...
A tu na pocieszenie (dla mnie, ale jak ktoś chce, to może skorzystać):

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz