środa, 11 czerwca 2014

Zupki

Nie jadam zup. Odkąd tylko mogłam.
Bo najpierw musiałam - moja Mamusia "zupowa" była i nie uznawała obiadu bez zupy. Zupa musiała być i dzieci musiały ją zjeść...
Najfajniej było przy krupniku: bo on to nam (mnie i memu Bratu) nie wchodził w ogóle. A wychowywaliśmy się w czasach kiedy w słowniku dziecka nie było określeń typu: "nie", " nie chcę", "nie będę" i trzeba było jeść ten krupnik aż się zjadło. Bywało, że do kolacji... znaczy: siedzieliśmy, jedliśmy, płakaliśmy do niego, robił się coraz zimniejszy i coraz bardziej słony.... Tak z godzinę, może półtorej to trwało. Potem była przerwa na nabranie sił i na kolację - od początku. Bo dzieci muszą jeść zupy!
Po takiej akcji wyglądaliśmy tak:
ja:



i mój brat:


Ale skutki były takie, że miałam ściśle wkodowane, że ... dzieci muszą jeść zupy.
I kiedy sama zostałam mamą - to moje Dziecko jadło zupy. A jakże!!! Bez problemów. I wszystkie.
Sęk w tym, że Ona te zupy lubiła!!!
To sama przyjemność była gotować Paulince zupki, każda wzbudzała w Niej zachwyt. A ja, mając takiego wdzięcznego "zjadacza" specjalizowałam się w owych zupkach. I osiągnęłam mistrzostwo.
Romek nie lubił zup ale nie protestował jako, że wszystkożerny, ja się męczyłam "do nadal", Paulinka była zadowolona...
Aż tu nagle ... zjawiła się Emilka, która, po okresie odżywiania się mleczkiem, zaczęła odżywiać się ...mleczkiem. Kasza manna, płatki kukurydziane, budyń... ewentualnie: budyń, kasza manna, płatki kukurydziane. I zupka ... owocowa. Jedyna, którą jadła i nie wyglądała jakbym Ją katowała.
Każdy wyjazd na urlop, proszony obiad i tego typu "imprezy" to był dramat. bo nie dość, że zupki nieowocowe, to jeszcze pietruszka albo koperek. Te zaś wywoływały u mojego Dziecka odruch wymiotny...
I o ile Paulinka, jedząc zupkę wyglądała mniej-więcej tak:


O tyle Emilka zgoła tak:

I  2 lata trwało zanim mamusia (czyli ja) doszła do wniosku, że to nieprawda, że dzieci muszą jeść zupy.
I przestałam je gotować. To znaczy gotowałam, bo Paulinka nadal je lubiła. A reszta jak chciała to jadła. A jak nie, to miała (ta reszta) drugi obiad.
Potem, jak się nam rodzina powiększyła o Rafałka i Relusię, to i 4 obiadki gotowałam: dla każdego coś dobrego.
A teraz już zostaliśmy sami. I nie gotuję czterech obiadków.
 Czasem gotuję dwa.
I czasem gotuję zupy. Romkowi. Nadal je i nie protestuje.
A raz ugotowałam... koperkową.
I sama pożarłam.
I okazało się, że koperkowa zupa jest dobra.
To może i botwinka jest dobra? I szczawiowa?
Chyba sprawdzę...
Wiem jedno: krupnik nie jest dobry. Do nadal !!!

1 komentarz:

  1. Koperkowa nie jest dobra. Żadna, w której pływają warzywa nie jest dobra. Dobry jest rosół. Pomidorowa, najlepiej z ryżem. Warzywne tylko skremowane. Krupnik to najgorsze jedzenie na świecie.

    OdpowiedzUsuń