sobota, 13 sierpnia 2011

I jak tu ufać mężczyźnie...

Poranno-sobotnie zakupy. Tym się różnią od poranno-codziennych, że po a: odbywają się w sobotę, po b: że z Moim Mężem. Co skutkuje tym, że kupujemy całkiem coś innego niż mieliśmy (ja miałam) w planach.
Tak i tym razem się to odbyło.
Poszliśmy do Biedronki w celu zakupienia jednego niedużego bochenka chlebka żytniego, którym to chlebkiem odżywia się Mój Mąż.
Już w trakcie wędrówki po sklepie (trzeba zrobić rozeznanie, a może coś jeszcze kupić...) mówię do Niego, że od jakiś 3 tygodni mam ochotę na biedronkowe chipsy ale mi szkoda...nie, nie kasy; szkoda mi efektów wagowych, które osiągnęłam (wszak chipsy nie są odpowiednim pożywieniem na diecie!!!)...
OCZYWIŚCIE Romek wcale się tym nie przejął!!! Złapał mnie "za szmaty" odwrócił o 180 stopni i skierował ku regałowi, na którym leżał mroczny przedmiot mego pożądania. Opierałam się dzielnie (przez calutką drogę do regału z chipsami) a On równie dzielnie mi tłumaczył, że bez dyskusji, że jedna paczka to nic, że mi się w nagrodę należy ... i tak dalej.
Wcisnął mi w objęcia moje ulubione chipsy i powiedział: "a teraz tu". I z sąsiedniej półki wziął sobie paczkę sezamków!!!
Ja myślałam, że On z miłości do mnie te chipsy, a On z miłości do sezamków!!!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz