piątek, 10 lutego 2012

Podróże kulinarne

Wynoszę się do ciepłych krajów!!! A ściślej do cieplejszych niż Polska. Anglia JEST cieplejsza. I następne kilka dni tam spędzę. Licząc, że po powrocie zastanę tu już oznaki zbliżającej się wiosny.
I w związku z tym produkuję dla Romka obiadki. Na każdy dzień mojej nieobecności. Może jak wróci z tej syberii o 16.00 i wyjmie coś z lodówki i sobie zagrzeje i będzie jadł, to pomyśli o mnie ciepło... I Mu się wtedy podwójnie ciepło zrobi: raz od jedzenia a dwa od myślenia (ciepłego).
Najpierw skonsultowałam, następnie zakupiłam, a dziś gotowałam. Dziewięć obiadów: fasolka po bretońsku, flaczki i gulasz wieprzowy. Wszystko na raz. Czułam się jak wysoko wykwalifikowany... żongler! Jako, że mam dwa palniki a każda z tych potraw zajmowała w fazie produkcji od jednego do trzech naczyń. A jeszcze Mój Mąż, który darzy soję jakimś niebotycznym uwielbieniem, napomknął nieśmiało, że chciałby do tego wszystkiego dodatek sojowy.
A, co tam, lubię gotować...
I gotowałam, przerzucając się garami, durszlakami, miskami, nożami... w te i we wte.
A jeszcze trzeba było tę soję odpowiednio potraktować. Była ona w formie kotletów...
Pierwszy etap to pogotować w bulionie. Potem odsączyć. Następnie podzielić na 3 w miarę równe części. Jedną część pokroić średnio-drobno i wrzucić do fasolki. Drugą przerobić na flaczki, czyli pokroić w paseczki i dorzucić do flaczków wołowych. Trzecią natomiast pokroić w zgrabną kostkę, obsmażyć na tłuszczu i dusić z gulaszem...
Kuchnia po tych wariacjach na temat soi wygląda jak pobojowisko.
I tylko w pewnym momencie przemknęło mi przez myśl, że może prościej byłoby to wszystko: soję, fasolkę po bretońsku, flaczki i gulasz wrzucić do jednego garnka, najpierw obgotować, potem obsmażyć, następnie udusić, zapakować do pojemniczków i schować do zamrażarki. Taką stworzyć flagusolkę po bretońsku...
I natychmiast przyszła refleksja, że pewnie by Romek ciepło o mnie nie pomyślał.
Szczególnie przed samym moim powrotem....
Może by nawet po mnie na lotnisko nie przyjechał...

P.S. Jeszcze mi klopsiki zostały do zrobienia. Ale to bez soi, więc jutro się za nie wezmę.
Jak znajdę moją kuchnię!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz