czwartek, 22 marca 2012

Drobny pijaczek

Mój Mąż kupił sobie piwo. W puszce.
Jako, że jestem wrogiem alkoholu (szczególnie piwa, bo gorszy od jego zapachu może być tylko zapach..., nie, nie ma gorszego zapachu), całe lata spędziłam na zniechęcaniu Romka do używania wyżej wymienionego. A On z uporem kupował: z częstotliwością jednej puszki, albo butelki na...kwartał.
W pewnym momencie zauważyłam, że od kupienia do wypicia droga długa...
Bo Mój Mąż:
najpierw postanawia kupić sobie piwo - za każdym razem mówi o tym w sklepie (tylko mówi)
następnie, po paru dniach, tygodniach - kupuje i wkłada do lodówki, bo ciepłe niedobre
A potem o nim zapomina!
Jeśli ja pamiętam, to się czasem ulituję i przypomnę. A jeśli nie, to znajduje je kiedy w lodówce robi się pusto i wśród echa piwko zostaje wyeksponowane.
Tym razem od zakupu mija dziś właśnie 2 tygodnie...
Ale nie będę popierać nałogów i nie powiem, że w lodówce jest piwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz