wtorek, 5 czerwca 2012

List

Czasem wysyłam listy do Moich Dzieci. Żaden sukces, zdawałoby się...
Ale w moim przypadku...
Procedura wysyłania listu wygląda następująco:
Ponieważ najczęściej jest coś, co trzeba wysłać już na ten tychmiast, sprawa nie cierpiąca zwłoki, rzecz bez której ktoś nie może obyć się ani chwili... więc kupuję ową nader pożądaną rzecz (książka, gazeta, "fufadełko", gwizdek, kolczyki).
Następnie udaję się na pocztę po kopertę odpowiednich rozmiarów i do tego ocieplaną. Bywa, że mi się trafi rozmiar za pierwszym podejściem.
Jeśli nie, udaję się na pocztę ponownie (ostatnio dokonałam odkrycia, że można zmierzyć przedmiot do wysłania i wtedy jedno chodzenie na pocztę zaoszczędzone...takie małe moje zwycięstwo).
Potem podsuwam wyżej wymienioną kopertę Romkowi coby ją zaadresował. Bo na poczcie, niestety, nie pracuje żaden kogut i nikt nie jest w stanie mojego kuropazurzastego pisma odczytać. a estetka jestem i samą mnie ono mierzi. Ludzi lubię dość, to po co mają się męczyć ponad to co muszą, nie?
Teraz już tylko uzupełnić zawartość koperty, odnieść na pocztę, powalczyć z panią, że: "nie, nie chcę priorytetu bo mi na czasie zależy". I mój list udaje się w dłuuuuuuuuuuuuuuuuuuuugą podróż do Moich Dzieci. Które na niego czekają z niecierpliwością.
A kiedy już go dostaną, to dzwonią do mnie z wymówkami, że nic nie napisałam.
No, mają rację wszak list to według Wikipedii "pisemna wiadomość wysłana przez jedną osobę do drugiej".
Wczoraj miałam list do wysłania. Przeszłam przez wszystkie procedury bezbłędnie powtarzając przy każdej"list napisz, nie zapomnij".
Aż doszłam do tego momentu, kiedy się wkłada coś do koperty. Włożyłam. Tym razem "fufadełka". I powtarzając sobie:"list, list, nie zapomnij"...starannie zakleiłam kopertę.

Już Szczepanik śpiewał żeby Mu choć puste koperty przysyłać...

2 komentarze: