sobota, 1 czerwca 2013

Dobre wychowanie a przeziębienie

Dziś będzie o tym, że opłaca się być grzecznym.
Ale: od początku...
Jestem w zasadzie okazem zdrowia. To znaczy nie imają mnie się choroby większe niż katar i ból gardła. Pomijając alergię, która nie jest chorobą, jest urodą taką...
A jak już się coś przyplącze to zżeram w ciągu dnia całe opakowanie septolety i wieczorem jestem jak nowo narodzona. Septoleta to jedyne lekarstwo, które mój organizm akceptuje. Nic co w płynie nie przechodzi.
Ale do czasu... Mój czas się skończył po przyjeździe do moich dzieci. W ciągu pięciu miesięcy zachorowałam właśnie po raz trzeci...
I tu się zaczyna właściwa historia. Bo ja sobie z Polski przywiozłam zapas leków. Septoletę również. I żarłam uczciwie jak mnie gardło bolało. A ono nie przestawało. Widać w angielskim klimacie polskie lekarstwa nie działają.
W związku z tym obie moje Córki zachęcały, namawiały, przekonywały, prosiły, groziły żebym wypiła coś, co się nazywa lemsip (to taki ichni fervex).Nawet tekst:"Wypij, Rela to uwielbia. Nawet jak jest zdrowa, to pije" mnie nie przekonywał. Broniłam się rękami i nogami... I udawało mi się. Do czasu.
Bo wczoraj przyszłam od Emilki do Paulinki. Znowu chora. I kiedy siedziałam taka biedna, zasmarkana, nieszczęśliwa, przysypana toną zużytych chusteczek higienicznych... przyszła wnusia-Relusia i powiedziała cichutko :"babciu, ja ci zrobię takie lekarstwo, pomoże ci, dobre jest."
No i się zgodziłam. Bo jakże się nie zgodzić, jak Relusia proponuje.
Zrobiła, wypiłam. Okazało się przepyszne. Niebacznie powiedziałam to głośno. I nie będę tu pisać słów, które padły z ust moich grzecznych Córek. Zrobiła wieczorem następne, wypiłam. Dziś rano obudziłam się zdrowa!
I pomyśleć, że to wszystko z grzeczności.

2 komentarze:

  1. No napisz od razu, że to nasza wina, że jesteś chora bo Ci siłą nie wlałam tego lemsipu w usta, jak syropu Wojtusiowi!

    OdpowiedzUsuń