wtorek, 1 lutego 2011

Bilans

Wstałam 0 10.00.
Pomijając pierwsze 30 minut poświęcone zajęciom takim jak każdego ranka udało mi się już: zebrać pranie, umyć podłogi (białe kafelki w przedpokoju i kuchni - poprzednią właścicielkę mieszkania...błogosławię każdym rankiem!), zadzwonić do Romka, sprawdzić jak pracuje Urząd Skarbowy w Rybniku,przygotować wstępnie obiad.
To zajęcia planowane.
Z nieplanowanych: przypalić obiad, w czasie próby ratowania w/w stłuc swój ulubiony kubek, spalić garnek po przypalonym obiedzie, zalać kuchenkę i okolice wrzątkiem z sodą (gotowanie w przypalonym garnku wody z sodą daje rewelacyjne efekty pod warunkiem, że się tego pilnuje!), pozbierać zwłoki kubka kalecząc przy tym ręce, umyć podłogę w kuchni kalecząc przy tym stopy. (Bo się drobinki szkła dostały do kapci- dziwne, prawda?) zaopatrzyć wszystkie rany, umyć podłogę w przedpokoju, bo się to wszystko z kuchni "rozdeptało"po przedpokoju, wykombinować i wstawić nowy obiad...
A to dopiero 12.30...
Wiem, jakie plany mam na pozostałą część dnia i wieczór.
Bardzo jestem ciekawa nie-planów.

2 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że masz w planach pójście spać, to może nic więcej sobie nie zrobisz. O ile jeszcze żyjesz o tej późnej godzinie popołudniowej...

    OdpowiedzUsuń
  2. Żyję.Udało mi się jeszcze wysypać maizenę i zrobić niewielki potop...Nic więcej. Bo mnie Twój ojciec z kuchni wygonił.

    OdpowiedzUsuń