sobota, 4 lipca 2015

Jak tu żyć?

Małżeństwo.
Dwoje zupełnie obcych sobie ludzi łączy ... coś...
Tak naprawdę nikt nie wie co. Ale łączy.


I jeżeli tylko to, co łączy jest silniejsze niż to, co dzieli - to już jest szansa na długie, wspólne życie. Niekoniecznie szczęśliwe. Ale to akurat już całkiem inna bajka.
Tu i teraz będzie o tym, że małżeństwo to sztuka przede wszystkim kompromisu.
Bo, nie czarujmy się, prócz tego tajemniczego CZEGOŚ, co łączy, cała reszta po prostu dzieli.
Dzieli nas w zwiazku przede wszystkim płeć (są wyjątki... :) ). 
Dzielą nawyki i przyzwyczajenia wyniesione z domu.
U nas to się eksponuje tym, że Romek wszystkie swoje ciuchy (no, może nie wszystkie, ale zawsze jakieś) trzyma na krześle w pokoju gościnnym, chociaż ma dwa inne do dyspozycji. I trzy szafy!
Ale w żadnej szafie nie ma krzesła. A w pozostałych pokojach stoją fotele. Być może to jest przyczyna.... Bo w Jego domu rodzinnym zawsze ciuchy zamiast w szafie - leżały i wisiały na krześle stojącym cichutko w kąciku w pokoju gościnnym.
Wkurza mnie to niepomiernie. Ale co mogę zrobić: zaakceptować albo zabić. Wole zaakceptować. Bo jak zabiję, to bałagan się zrobi i problem z ukryciem zwłok.
Kompromis.
Ja z kolei, z mego domu rodzinnego wyniosłam przyzwyczajenie do trzymania wszystkiego "pod ręką". Pod ręką czyli na stoliku stojącym między fotelami, na którym zażywamy odpoczynku i rekreacji. Moi Rodzice tak mieli. Z tym, że Im wystarczył jeden stolik na "przydasie".
Ja ma dwa. A na nich
 -pudełko chusteczek higienicznych (przyda się, jak np. się wzruszę), ładowarka do komórki,
 -bambusowy patyk lekko krzywy, którym opuszczam rolety jak mi się nie chce wstać z fotela a Romka nie ma w pobliżu,
-czytnik książek - wiadomo po co
-ze 2-3 książki tradycyjne, bo lubię mieć wybór
-gazetę z programem telewizyjnym, bo ciągle mam nadzieję, że coś ciekawego pokażą
-karteczkę z numerami programów - jakby jednak coś ciekawego było do oglądania - żeby nie szukać za  pomocą pilota
-zakreślacz we wściekle pomarańczowym kolorze
-pilot do telewizora
-pilot do dekodera
-krem do rąk w buteleczce
-krem do rąk w tubce
-"regenerum" do paznokci
-krem w olejkiem herbacianym
-okulary
-okulary zapasowe
-portfel (nie wiem po co, nie pytajcie)
-kubek z czymś do picia
To zestaw podstawoy. Są jeszcze wariacje.
Na przykład Romka kubek z kawą.
Bo, jak się zapewne domyślacie to wszystko są moje "przydasie".
I tu się powtórzę:
Wkurza mnie to niepomiernie. Ale co mogę zrobić: zaakceptować albo zabić. Wolę zaakceptować. Bo zabić musiałabym się sama... A Romek musiałby sprzątać. A jeszcze by go zamknęli w kryminale jako winnego zbrodni.
Romek jest flegmatyk i Jego celem życia jest mieć święty spokój.
Ja przciwnie: choleryk, który wpada w depresję jak nie ma zajęcia.
I znowu: zaakceptować albo zabić.
Zaakceptować.
Romek nie uznaje takich przeszkód w codziennym życiu jak drzwi. Zamyka jedynie wejściowe i te od łazienki. Żadnych w szafkach. O, i szuflad nie zasuwa!
I nienawidzi przestawiać mebli.
Ja uwielbiam!!! Ale słaba kobieta jestem... i nie mam siły ich przesuwać. Ograniczam się do wymyślania co i gdzie przestawić. A potem to już Romka zajęcie. Z bólem serca, wydziwianiem i ciężkimi westchnieniami przestawiał ...Ze mną w charakterze pomocnika (przynieś, wynieś, pozamiataj...)
Żeby zaspokoić swoją potrzebę przestawiania i nie wkurzać Mego Męża nadmiernie (wszak pochodzi z domu, w którym meble stoją od 50 lat w tym samym miejscu!!!) często przekładałam różne rzeczy w szafkach. Ale On i tak się wkurzał, bo nic potem nie mógł znaleźć.
I zaakceptował. Nie zabił.
I ten małżeński kompromis wypracowujemy i dopracowujemy już bez mała 40 lat!
W niektórych szczegółach udało nam się to rewelacyjnie!
Ja myślę, Romek mówi.
Ja układam starannie swoje "przydasie" na stolikach żeby Mu miejsce na ten kubek z kawa zrobić, Romek, jak miejsca za mało, przynosi sobie taboret z kuchni i ma zastępczy stolik!
Ja zamykam za Nim te drzwiczki od szafek i zasuwam szuflady (pyskując tylko nieznacznie, nie za długo i nie za głośno) a On spokojnie szuka szuflady ze sztućcami, która zawsze była tu a teraz jej nie ma...
Kompromis!
I zdawałoby się : sielanka...
Otóż nie... Wręcz przeciwnie.
Bo wczoraj mieliśmy gości. Goście siedzieli na kanapie i słoneczko im w oczy świeciło. Bo rolety niekompatybilne z oknami ... bo okno otwarte i słońce się w szybie przegląda.
Goście się nie skarżyli. Przesuwali się tylko po kanapie szukając cienia.
Ale ja się czułam niekomfortowo.
I po Ich wyjściu rzuciłam: chyba trzeba kanapę przestawić.
A dziś rano zauważyłam, (jako, że kanapa narożna) że nie ma w pokoju rogu, do którego by pasowała.
I podzieliłam się moim spostrzeżeniem z Romkiem.
I co????
I ja tu siedzę i się martwię teraz. 
Bo On kanapę przerabia i SAM meble przestawia.
Jakie powinnam wnioski z tego wyciągnąć????
Wszak kompromis to to nie jest!
Kompromis byłby wtedy, gdyby na moją propozycję przestawiania kanapy, Romek westchnął przeciągle, poszurał nogami (co jest oznaką największego niezadowolenia), rzucił: "o, ludzie" i zabrał się za to, co teraz robi.
A nie tak: z uśmiechem i pieśnią na ustach!


Doprawdy, nie potrafię się w tym odnaleźć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz