czwartek, 8 grudnia 2016

Ślad


Sprzątałam wczoraj troszkę... Wszak nie było mnie trzy tygodnie...
Nie, to nie to, że Romek przez trzy tygodnie nic nie robił. On w zasadzie organicznie nieprzystosowany do życia w brudzie. Do życia w bałaganie już i owszem.
Tyle, że to co ja uważam za bałagan, On uznaje za normalność. I, że tak powiem, różnice wynikające z naszych poglądów trzeba uporządkować.
A przy tym jest On, ten Mój Mąż człowiekiem,  który otacza się "przydasiami" (zostaw, przyda się!)  w hurtowych ilościach. Szczególnie ten hurt jest widoczny kiedy ja znikam z zasięgu wzroku.
Nie inaczej było tym razem.
Pewnie nawet bym nie zauważyła nadmiernego wzrostu liczby "przydasiów", ale moja fotograficzna pamięć mi doniosła, że siatka do suszenia swetrów leży w szafie przedpokojowej na podłodze a nie na półce.
Chciałam ją tylko na miejsce położyć, przysięgam!!!
I z owego miejsca na półce, która w żadnym razie nie jest półką Romka (!!!) spadł mi na głowę brzeszczot.
Troszkę się zdenerwowałam, troszkę wystraszyłam.
W konsekwencji "wyprowadziłam " z ostatniej półki w domu do piwnicy.
Już mi kiedyś spadły na głowę dwa kawałki szkła (takie z ramek do zdjęć), które Romek trzymał luzem między swetrami!!!
Zadzwoniłam też szybko do Paulinki. Opowiedziałam o mojej przygodzie. A Ona to podsumowała:
"Trzeba było iść do Biedronki, kupić keczup i przed powrotem ojca z pracy polać się tym keczupem i położyć koło szafki."
;);););););)
Nie skorzystałam z dobrej rady.
A kiedy Romek wrócił - pokazałam Mu ślad na czole.
A Mój Wspaniały, Empatyczny, Kochający Mąż podsumował:
"Ale tam był grubszy brzeszczot, z piły maszynowej. Jakby ci spadł, to byś miała większy ślad."

Muszę Go kochać.
Muszę!!!








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz