piątek, 16 grudnia 2016

Traktat o przytulaniu

   Wyszło mi, że już zawsze będę się doszukiwać różnic, podobieństw, zależności genetycznych u Mojej najukochańszej Czwóreczki. To takie fajne jest patrzeć jak się rozwijają, co po kim odziedziczyły, w czym są podobne i czym się różnią. Widzieć w Nich siebie, Romka, Ich rodziców, nawet naszych rodziców.
Dziś będzie o przytulaniu.



   Rela się nie przytula. Z zasady. Owej zasady nabyła mniej-więcej w wieku 2 miesięcy, kiedy to odsuwała się od nas na całą długość swoich małych łapek i nie życzyła sobie bliższych kontaktów. I weź tu noś niemowlaka "na baczność". Nauczyliśmy się. Cóż było robić.

   Lusia natomiast przytula się jak udzielna księżna. Znaczy wtedy, kiedy Ona ma ochotę. Do tego, do kogo Ona ma ochotę. I tak długo i intensywnie jak Ona chce. Mamy wybór: albo zaakceptować, albo nici z przytulania. Wiadomo, że akceptujemy.

   Wojtek od urodzenia przytula się chętnie, dużo i jest na każde zawołanie.Ze swego, niedługo 6-letniego życia 1/3 spędził na przytulaniu. Najpierw w chuście, potem wisząc na matce, ojcu, babci ... kto tam w objęcia wpadł. Do dziś tak ma. Na moje:"Wojtuś, chodź się przytulić" rzuca wszystko i leci.

   A Niko... hmmm... To jest szczególny Człowiek. Niko się przytula. Głównie do Mamusi swojej.
A do mnie mówi: "babciu, jakbyś miała ochotę, to mogę cię teraz przytulić"
No, pewnie, ze mam. Ale Jego takt mnie po prostu rozbraja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz