sobota, 26 września 2015

My i Cud Świata



Za oknem bardzo, bardzo-głęboko-jesienna pogoda: tak mniej-więcej przełom listopada i grudnia... Romek w pracy - jak zwykle w sobotę po południu.
 Depresja się czai w każdym kącie...
Nic, tylko się upić! Na pociechę. Na poprawę nastroju. Na wzbudzenie nadziei, że będzie lepiej.
 Ale ja niepijąca absolutnie...  Za to mam inny sposób na ogarnięcie. Się i tego podłego nastroju: wracam do Albanii:

Było tak:
Na moja propozycję urlopu w Albanii Romek, niebotycznie zdziwiony, stwierdził: "Do Albanii?! Ale tam są same bunkry!" Znajomi pytali skąd mi się to wzięło. A niektórzy posunęli się do komentarza: "do ?Albanii?? to chyba za kare"
To teraz wyjaśnię, wytłumaczę i uzasadnię!!!
Wzięło mi się to z dawnych lat, kiedy Albania była krajem zamkniętym i nikt nic o niej nie wiedział. A Mój Mąż dowcipnie używał powiedzonka:"Dzień dobry, tu Radio Tirana. Jest szósta albo szósta trzydzieści".
 Zawsze mnie tajemnice fascynowały. I marzyłam, że kiedyś pojadę do tej odciętej od świata i ludzi Albanii i ZOBACZĘ. I otóż marzenie się spełniło.
 "Same bunkry" Romka okazały się piękną, pogodną i cudną, klimatyczną architekturą. A w dodatku wyjątkowej schludności.
A "za karę" zaprocentowało tym, że chciałabym tam co roku jeździć. Albo się w ogóle przeprowadzić. Co dziwniejsze - Romek też.
Poczytaliście? Teraz popatrzcie:






Z Anią moją ulubioną





Bunkry też były, a jakże:





A tu w całkiem prywatnym, domowym bunkrze.
A teraz trochę migawek z różnych miejsc i różnych okoliczności:
Krowa - pełnoprawny użytkownik szosy. Także owce i kozy. Samochody czekają aż stado przejdzie. Widziałam także dwa osiołki w miłosnych uniesieniach. Ale zbyt szybko ... jechaliśmy ;)

Schody. Te akurat do hotelu. Ale są powszechne w Albanii. Albo schody, albo z górki i pod górkę. Po prostym to w zasadzie tylko w pokoju hotelowym.
W gościnie: wioska Piluri, ponad 900 m nad poziomem morza

Romek karmi mnie figami: pycha! To w butelce, kolorowe to rakija, wszyscy robią, wszyscy piją ;)

Sam też pojadł... ale nie pił... po figach taki bojowy się zrobił. Pan obok, to gospodarz u którego ucztujemy.

Dogadują się ...  ma wprawę, co niżej udokumentowałam:

Romek na to zdjęcie mówi:"osiołek na osiołku"
 Chyba wie, co mówi, wszak to Jego podobizna ;)
Ludowy strój albański. Jak widać: nie mój rozmiar!
Zaczynami safari.

Tu jeszcze się śmiejemy... Potem nam przeszło. Droga (w dużej części szutrowa) prowadząca pod górkę, 900 m nad poziom morza, szerokości na półtora auta, musiała zrobić wrażenie. I zrobiła... jeszcze mi się śni.

Jestem w cerkwii

A tu za kratami. Niewyraźna jakaś.

Romek wygląda zdecydowanie lepiej.

Owoce opuncji. Kłują straszliwie. O czym się Romek przekonał boleśnie wybierając je z wiaderka pod rozbawionym wzrokiem 10-latki sprzedającej owe dobroci.

Prawie jak rodowity Albańczyk. Prawie, bo za duży wyrósł. Oni niewielkiego wzrostu są.

Romek w haremie. Jako personel?
Żółwik, troszkę większy od pięciozłotówki.

Gdzie to łazi!?

Jak nie strzelba, to armata.

Albańska myśl technologiczna.

Ktoś tam gadał. Wszyscy się znudzili i poszli. Romek został. Pewnie Mu żal przemawiającego.Amfiteatr przy Świątyni Eskulapa

Odpoczywam. A że na zwięczeniu kolumny korynckiej... A co...

Głupie Liskowiaków zabawy!

Wygląda jak pijany Cezar

A tu jak pastuszek, który właśnie skończył pracę!

Wieczór Albański: z nader przystojnymi panami.

W cerkwi. Pan równie przystojny.


Ubikacja. Co interesujące: z bieżącą wodą.

Ładne, nie?

Na pytanie Ani:"ciekawe co to za kwiatki", Romek podsumował: "to dla tych co się na tej drodze nie utrzymali i pospadali"

Woził nas kierowca ministra.

Romek mi kazał wleźć pod mostek. Podobno tak Mu lepiej zdjęcie miało wyjść. 

To koniec: wracamy do domu
Pora na realizację następnych marzeń...

czwartek, 24 września 2015

Lubi się.

Środa wieczór. Niezbyt późny. Gdzieś około 21.00. Odpoczywamy po urlopie...
Romek "ogląda" jakiś film. Usypia oczywiście.
Pierwszymi oznakami, że Romek jest śpiący jest osuwanie się na fotelu do pozycji półleżącej i wyczynianie jakiś cudów z włosami: drapie się po głowie, poprawia grzywkę, przygładza loczki nad uszami...
To wszystko ma właśnie miejsce w zaawansowanym stadium.
Do tego dochodzi jeszcze leciutkie pochrapywanie (obowiązkowo z otwartymi oczyma)...
Na moje (któreś z kolei): "nie śpij, oglądaj albo idź się połóż" rzuca cośkolwiek nerwowo: "Nie śpię! Głaszczę się!Nie wolno się pogłaskać?! Lubię się, to się głaszczę!!!"
Lubi się.

wtorek, 8 września 2015

Bogactwo


Znalazłam dziś coś takiego:


I natychmiast postanowiłam się podzielić swoimi przemyśleniami.
A jest ich trochę, owych przemyślęń, jako, że z wykształcenia jestem bibliotekarką. I prócz tego, że umiem, to jeszcze lubiłam pracę w bibliotece.
Wprawdzie minęło wiele już lat odkąd się z moim miejscem pracy rozstałam... ale miłość do książek narodzona w tak wczesnym dzieciństwie, ze ja tego nie pamiętam, pozostała. I trwać będzie do końca moich dni.
Chciałam tylko napisać (jako komentarz) do zdjęcia, że ja się nie zgadzam.
Duże telewizory mają ci, którzy mają dużo miejsca na ścianie (albo na regale).
 Także ci, których stać na spory wydatek (bogaci?).
 Może też tacy, którzy telewizor traktują jak członka rodziny...

Pan Jim Rohn jest przedsiębiorcą i pisarzem. Nie wiem z czego bardziej znanym... mnie nie znanym.
Ale to może z powodu tematów , w których się obraca.
 I Pan Jim Rohn z całą pewnością jest bogaty.
Być może bogactwo pozwoliło Mu zaopatrzyć własną  bibliotekę. I jest ona teraz duża.
Być może nie lubi oglądać telewizji. I wystarczy Mu malutki telewizor do oglądania wiadomości.
 Albo nie ma przyjaciół wśród ludzi niebogatych czy wręcz biednych. Być może dlatego pozwolił sobie na to uogólnienie.

W moim domu rodzinnym zawsze był mały telewizor. I dużo książek.
 W domu rodzinnym Mego Męża również. 
W domu, który stworzyliśmy - sytuacja taka sama. A w domach Moich Dzieci - są książki, nie ma telewizorów.
I, co pewnie pana JR by zdziwiło: żadnego z mieszkańców tych domów nikt by nie zaliczył do bogaczy. A co poniektórych, w pewnych okresach życia z powodzeniem zaliczano do biedaków.
Byleby starczyło na chleb i mleko dla dziecka - reszta szła na książki.

I tak naprawdę bogaci są ci, którzy czytają książki. Bez względu na stan ich portfeli tudzież kont.

 Bogaci duchem. 

 Bogaci wyobraźnią.

 Bogaci w uczucia.









poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Białe buraki albo gdzie jest czubek psa

Dziś garść (duża) złotych myśli, myśli odkrywczych tudzież anegdot, którymi obdarowały mnie moje WNUKI !
Zaczynamy!
 Oczywiście wedle starszeństwa:

Rela - fanka wegetarianizmu i kosmetyków z Lusha:


O cechach kosmetyków z Lusha:
"Bo z mydłem z Lusha to jest tak, że trzeba je bardzo kochać. Bo się może znudzić. To tak jak z małżeństwem, babciu, na początku myślisz, że to ten na całe życie, a potem ...".
Hm.... ciekawam skąd ma taką wiedzę...
O małżeństwie. Bo o mydle z Lusha - z doświadczenia.
---------------------------------------------------
Niko - nieinwazyjny, dociekliwy, o dobrym serduszku, karmiciel kotków, czytelnik, z książką chodzi na plac zabaw, albo chociaż z notesem:


"- chciałbym białą zupkę dziś na obiad
- jaką?
- no z kartofelkami, malutkimi marcheweczkami i takimi białymi buraczkami
- Niko, nie ma białych buraczków
-acha, to chyba sobie wymyśliłem"
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
"-Byłem dziś smutny
-Czemu?
-Bo kotki były głodne.
Ale potem dałem im szynki."
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
"- Pobaw się z Wojtusiem w coś fajnego.
-Wojtek, chodź poczytamy sobie"
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wojtuś - odkrywca świata i wszystkich jego tajemnic (szczególnie poprzez doświadczenia):


"wyobraźnia jest w mózgu"
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
"- Babciu, ty jesteś starym człowiekiem
- Tak, a dlaczego?
- Bo babcie i dziadkowie są starymi ludźmi"
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
"burczy mi w brzuchu na jabłko a nie na pierogi"
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------   
- Mamo, mamo!"
Zero reakcji ze strony Emilki.
 Po dłuższej chwili:
"Lusia, chodź, spróbujemy :mamusiu"
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wojtek:mleka, mleka!
Ja (wychowawczo): ładnie powiedz. Do pani w przedszkolu też tak mówisz? 
Wojtek (logicznie): nie, mówię "milk"
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Modlitwa wieczorna:
Emilka: może chcesz podziękować Panu Bogu za klocki lego
Wojtek: ty podziękuj
Emilka: ja nie podziękuję, ja nie mam klocków
Wojtek: to ci pożyczę...
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


I wreszcie Lusia - która raz bywa Lusią, raz Łucją, raz dzieckiem  a czasem "didusiem" (czyli dzidziusiem) i żeby się z Nią dogadać, należy to wpierw ustalić.



Lusia, jeśli czegoś nie chce podkreśla to bardzo wyraźnie, mówiąc:"ja cie nie cie" czyli po prostu "ja chcę nie chcę" co w przystępnym tłumaczeniu znaczy: "ja nie chcę chcieć" !
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
wszystkie możliwe wyrazy zaczyna literką "d" i tak:
dabcia - babcia
dodut - jogurt 
dudna dąćka - brudna rączka
ciem dać - chcę grać
i na deser wyznanie "nie BLUBLE cię"
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W kawiarni:
Lusia ryczy bo skończyły jej się lody a Emilka odmówiła podzielenia się swoimi
Ja: mam jeszcze kawę, chcesz trochę?
Lusia: nie
Ja : masz rację, nie pij, jest wstrętna
Lusia: to daj mamusi.
Czyżby zemsta?
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
"Lusiu, jogurt się je łyżeczką a nie językiem
- nie łyżeczką, rączkimi!"
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Lusia do mnie; mamusiu
Ja: ja jestem babcia, nie mamusia.
Lusia: jesteś  mamusia Milki.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przemowa Lusi:
"jesiem źły na Dotusia, ziucił klejki do dotutu."
W wolnym tłumaczeniu:" jestem zła na Wojtusia, wrzucił naklejki do jogurtu".
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wojtek: Emilka, bawimy się w pieska. Ja będę ogon pieska i będę się machał, Ty będziesz środek pieska. A Lusia będzie czubek pieska i będzie robić "hau hau"
Lusia: "ja ciubek, ja nie hau hau"

I co, czy to znaczy, że nie taki z Lusi "czubek"?


niedziela, 30 sierpnia 2015

Nikt nie ma sam, tego co mamy razem!

I znów się spotkaliśmy!
To następna foto-relacja:
Już tradycyjnie po zbiórce pod "Winnicą", zaopatrzeni we ... wszystko udaliśmy się w nasze ulubione od poprzedniego razu miejsce:



Tradycyjnie również przywieźliśmy drwa do lasu:




Żeby nie było: inne rzeczy też przywieźliśmy:



I szybciutko zasiedliliśmy ten pustostan. Panowie zorganizowali ognisko: panie zajęły się jedzonkiem. Wszak po podróży należy się posilić...Tylko Zbyszek postanowił nie czekać i posilić się natychmiast:


I kiedy już wszystko zostało zorganizowane, wypakowane i ułożone ... przyjechał pan i zakazał rozpalania ognia. Postraszył karą 5000 zł. Od osoby. 
Ponieważ okazało się, że nas nie stać na takie fanaberie - zrezygnowaliśmy z ogniska pocieszając się, że wszak nie na jedzenie się tu spotkaliśmy:



Troszkę jednak smutno było, bo nasi dzielni panowie mocno się przy owym ognisku napracowali:





Proszę zwrócić szczególną uwagę na zafrasowane oblicza Stasia i Grzegorza:


Ale, ponieważ my się zbyt długo nie martwimy, szybciutko, po dobrym ciastu i pysznej "kawie"
 moja na przykład wyglądała tak:

 przeszliśmy do dalszej, części programu:

 I oto Krysia wyznaje miłość Zbyszkowi za pomocą artykułu z gazety o zagospodarowaniu terenu:


Nieźle Jej poszło. Po 40 latach wszak nawet zagospodarowanie terenu można bez problemu wykorzystać w miłosnych podchodach !
Za to Grzegorz tego samego tekstu użył jako szef partii ...


W tajemnicy dodam - urodzony przywódca, tak donośnie przemawiał, że się wszyscy zapisaliśmy. I będziemy głosować. Na Grzesia oczywiście !!!
Poem Zbyszek udawał kurczątko, a Grażynka pawia. Ale tego już nie będę dokumentować.
Stasiu grał na gitarze. I nie byłoby w tym nic dziwnego, wszak zawsze na naszych spotkaniach gra... Ale tym razem zrobił to ... niekonwencjonalnie:


Piotr i Małgosia uczyli nas nowych pieśni.



Przyszła pora kolacji:




I się wtedy dowiedzieliśmy, że jesteśmy małej wiary:



A potem już tylko pogaduchy i magazynowanie wspomnień... pewnie do przyszłego lata...




Dziękuję 50+ !!!