poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Biedne wnuki

Mam zmartwienie...
Chociaż, tak naprawdę, to nie moje zmartwienie powinno być!
Po długiej i wnikliwej analizie, podpartej projekcją filmu (!!!)o szkodliwości spożywania zupek chińskich (które to zupki są delikatesową potrawą dla Mego Męża), doszłam do wniosku, że Romek nie ma na co... umrzeć.
No bo: je zupki chińskie w sporych ilościach, pije całe nasze wspólne życie kawę-fusiankę a potem, o zgrozo!- dolewkę, odchudza się za pomocą słodyczy.
Raz w życiu wiedział gdzie ma wątrobę: po zjedzeniu obiadu z dwóch dań, skonsumowaniu 2 wielkich rurek z kremem, wypiciu kawy i dolewki, pożarciu miski bigosu i popiciu tego zimnym piwem.
Nie używa papierosów, alkohol w znikomych ilościach (jedno piwo na kwartał, jak nie zapomni, że sobie kupił...)więc ani marskość wątroby, ani rak płuc raczej Mu nie grożą.
Żadne nadciśnienie również, choć Jego tryb życia wskazuje na coś innego.
Wszystkie inne parametry też w normie.
I co?
Jak się dzieci w Niego wrodziły to też będą dłuuuugo żyć i będą się musiały takim 110-letnim zmierzłym staruszkiem opiekować.
A jak postanowią się wcześniej z tym łez padołem rozstać...
To już Mu tylko wnuki zostaną.
Proponuję już zacząć starać się bardziej o ich przychylność. Bo wprawdzie teraz co chwilkę słyszy: "Dziadek, kocham Cię".
Ale co będzie jak Romek będzie miał 136 lat a Niko i Wojtuś około 70 na przykład?
Zmierzłe dziadki będą się opiekować zmierzłym dziadkiem, hihi...
O Reli nie mówię, bo Ona już będzie za stara!
Acha! i jeszcze ZUS będzie miał zmartwienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz