niedziela, 27 stycznia 2013

Aktywność wnuków a serce babci

Mój mały Wnuczek jest, delikatnie mówiąc nadruchliwy. Objawia się to tym, że nie chodzi tylko biega, wspina się na regały, a wczoraj poukładał sobie na kanapie poduszki w kształt wieży, wszedł na nią i zdjął sobie bardzo potrzebną rzecz z komody. A następnie spadł w pięknym stylu.
Ot, taka codzienność...Powinnam być przyzwyczajona: miałam bratanicę, która zachowywała się dokładnie tak samo. Ale jakoś mi trudno...
Dobrze, że Moim Dzieciom, a Jego (Wojtusia)rodzicom łatwo to zaakceptować i nie zmuszają Go do bycia "grzecznym".
Za to rozmyślają w jaki sposób "skanalizować" Wojtusiową nadaktywność.
No i wymyślili zrobić dziecku "małpi gaj":drabinki, platformy, huśtawki, liny... Jego dziadek, a mój mąż włączył się do tego aktywnie. Póki co: wirtualnie a w czerwcu już w realu.
A ja troszkę cierpię...Bo mam zwyrodniałą wyobraźnię i oczyma duszy widzę te wszystkie połamane kończyny siniaki i guzy...
A tu Jego Ojciec, dziś, bladym świtem, wymyślił, że może ściankę wspinaczkową...
No nie wiem...Teoretycznie, mam świadomość, że każda forma aktywności jest wskazana i potrzebna dziecku, nawet nieruchawemu, a co dopiero takiem jak Wojtuś. Ale serce babci...
Po cichutku zapytałam: "a ta ścianka to koniecznie, może by wystarczył sam rowerek?"
A Mój Zięć: "jasne, wystarczy, może jeszcze stacjonarny!!!"

3 komentarze: