piątek, 10 grudnia 2010

Jak portale społecznościowe otwierają nam oczy na rzeczywistość

Mój Mąż ma konto na facebooku. Ponieważ ja nie mam a On ma je do "mania" - czyli , że nic tam nie robi , pewnie nawet nie zagląda- to muszę sama go (tego konta) używać.
Zaglądam tam rankiem, przy herbatce- wiem przynajmniej co się na świecie (czytaj: wśród znajomych) dzieje.
Znajomi, jak znajomi...ale ile się można o własnej rodzinie dowiedzieć. Na przykład wczoraj się dowiedziałam, że moje dziecko marzy o bułce z Biedronki...
I od razu refleksja...nie mogę Jej tego marzenia spełnić. Bo bułka ma być ŚWIEŻA.
Nawet jakbym najświeższą na świecie kupiła, to za 1500 kilometrów i dwa tygodnie- przejdzie jej zdecydowanie ta świeżość.
To było wczoraj.
A dziś doczytałam się, że:
po a) Mój Mąż ma jedno dziecko.
Ciekawe, kto jest ojcem drugiego...
po B) ma jedną wnuczkę.
Tu wniosek, że wnukowie są ignorowani na facebooku.
po c) mało, że ma jedno dziecko, to jeszcze okazało się, że jest jego...matką.
Wyszło na to, że ja czegoś zdecydowanie nie wiem.
Przez te wszystkie lata nie zauważyłam żadnych cech kobiecych u Mego Męża. Nawet nie ma Maria na drugie imię! W ogóle nie ma drugiego imienia!
A może ma?
Tylko się ukrywał?
Bo naprawdę jest kobietą???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz