środa, 22 grudnia 2010

Wpływ polityki na życie uczuciowe szarego obywatela.

Śniło mi się dziś, że brałam ślub. Z Jarosławem Kaczyńskim.
Konkretnie śnił mi się ostatni przedślubny etap, kiedy to trzeba już wychodzić a jeszcze mnóstwo drobiazgów zostało do wykonania...
Myłam głowę (w ślubnym stroju), szukałam w szafce odpowiednich butów do mojej różowo-srebrnej (!) kreacji...A także dowodu tożsamości, który się gdzieś zawieruszył.
Co najdziwniejsze: dzielnie mi w tym wszystkim pomagała licznie zgromadzona rodzina (także ci jej członkowie, którzy lata temu odeszli do wieczności) z Moim Osobistym, Aktualnym Mężem na czele.
W całym tym przedślubnym rozgardiaszu nie brały udziału Moje Córki. One spokojnie czekały przed Urzędem Stanu Cywilnego (zaprzyjaźniając się w międzyczasie z Martą Kaczyńską) ażeby w odpowiedniej chwili poświadczyć swoimi podpisami zawarcie małżeństwa.

Ślub się nie odbył.Dowodu nie znaleziono.
W każdym razie sen ten stał się taką traumą, że się obudziłam o 5.30 i bałam z powrotem zasnąć.

I teraz tak sobie myślę, że Romek jednak zbyt gorliwie szukał mojego dowodu. Mimo, że go nie znalazł.
Myślę również o tym, że głupie sny czasem powodują, że do człowieka docierają oczywiste prawdy...o drugiej połówce, o tym, że"wiesz, co masz...".
Ale, mimo wszystko, co by było jakby znalazł?

1 komentarz:

  1. Wcale nie szukałem tylko chowałem w pontonie żeby nie znalezli
    Romek

    OdpowiedzUsuń