wtorek, 28 grudnia 2010

Rajtuzy

Ostatnie "zakupowe" wrażenia Mojej Młodszej Córci przywołały wspomnienie, którym postanowiłam się podzielić...
W czasach, kiedy zakupy przypominały polowanie (często na cokolwiek i nie dlatego, że trzeba było coś kupić żeby mieć do "mania" ale bardziej, żeby nie chodzić po ulicach zawiniętym w kołdrę na przykład...) udało mi się upolować...rajtuzy. Rajtuzy były ciepłe, miały ładny kremowy kolorek i rozmiar na metce odpowiedni dla mego dziecka, które jeszcze wtedy nie nosiło spodni, tylko sukienki i było "młodszą nastolatką". Czyli miało około 11-12 lat...
Ale, choć wiek był kompatybilny z metką na rajtuzach, to już od dawna długość nogawek tychże nie miała wiele wspólnego z długością nóg Mojej Starszej Córki.
Ale Polak potrafi.
Producent owych rajtuz na nie bawiąc się w mierzenie do każdej pary przyszył metkę z tym samym rozmiarem. Nie zostawało nic innego, jak szukać w duuużej kupce rajtuz z najdłuższymi nogawkami. Ale sklep nie był samoobsługowy, posiadał ladę i sprzedawczynię za ladą.A przed ladą tłum mamusiek dyszących potrzebą kupienia ciepłych rajtuz dla swych pociech!
Szukaj czegokolwiek w takich warunkach!!!
Ale, jak już pisałam, Polak potrafi!
Szczęśliwie dla mnie, tuż obok, ramię w ramię stał Mój Mąż ("bo jeśli będą sprzedawać po jednej parze...").
Kiedy przyszła moja kolej zapytałam grzecznie, acz bezmyślnie, panią za ladą: "czy może mi pani poszukać rajtuz na tego pana?"
W sklepie pełnym rozgadanych kobiet i rozbrykanych dzieci zapadła kamienna cisza...
I na niewiele zdały się moje późniejsze tłumaczenia, że moja córka ma takie długie nogi...

A Mój Mąż?
Nie, nie rozwiódł się ze mną za tę hańbę, którą na Niego ściągnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz