piątek, 22 lipca 2011

Mój pracowity piątek

Pogoda "barowa" do nadal. A ja do baru nie chadzam więc śpię. Nic to, że po nocach spać nie mogę. Dziś mogłam za to spać w ciągu dnia. Z nocnego snu wstałam o 12.00 .Wprawdzie jakieś siedemnaście razy się obudziłam i byłam gotowa podjąć funkcje życiowe... Ale skutecznie sobie to z głowy wybijałam zadając pytanie:"po co?" I tak dotrwałam do południa. Ale mój kręgosłup się wreszcie zbuntował i kazał wstać.
Szybciutko go "naprawiłam"(zajęło mi to jakieś 35 minut: herbatka, śniadanko, krótka rozmowa z Dziećmi)... a że pogoda się nie zmieniła - wlazłam w "betki" i dotrwałam do 16.00. Bo o tej porze Mój Mąż wraca z pracy.
Zjedliśmy obiad i ... poszłam się położyć. O 18.00 stwierdziłam, że się już wyspałam. Romek zaproponował żebym wstała.
Na moje pytanie: "a po co?" odpowiedział: "no, jak to: po co?! żeby sobie POSIEDZIEĆ."
To siedzę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz