czwartek, 29 grudnia 2011

Się Święta skończyły. I te "przedświęta" i te "poświęta". Szara rzeczywistość zaskrzeczała.Dzieci po raz kolejny w trakcie tej wizyty pojechały. Tym razem do swojego domku. Głównie tą wizytę spędziły na jeżdżeniu do różnych "domków". Tak wiele wizyt odbyły tym razem, że Mój biedny Wnuczek wreszcie zapytał: "Mamusiu, czy my jedziemy teraz do naszego domku? Tego, w którym jest moja hulangula?".
Wyznacznik "domku" - hulangula...
Dla tych , co nie wiedzą: hulangula to hulajnoga.
Pojechali. A mnie zostało posprzątać. No, sprzątam. Wyprałam pościele, ręczniki, ogarnęłam chałupkę...Została choinka do rozebrania. Ponieważ "ubrana"była cukierkami, to dużo rozbierania nie ma. Papierki zostały. I łańcuchy własnoręcznie zrobione przez Dziadka i Nika i Relusię.
A choinka sypie się nadal. Może nie rozbierać...Może wyrzucić...
I stracić te 5 zł, które wydaliśmy na lampki...
Przemyślę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz