piątek, 2 października 2015

Jesiennie

  Dokładnie rok temu ubolewałam nad jesienią. Która nadeszła - hihi - znienacka i zupełnie, ale to zupełnie nieoczekiwanie.
 Tam coś o mżawkach było ... mgłach i przymrozkach... Smutno.
 A dziś patrzę przez okno i słońce "jak drut" ( hm... ciekawe co ma drut z tym wspólnego).
To lubię: słońce w dużych ilościach.
  I chociaż jesień już się cośkolwiek rozpanoszyła, jest dobrze. Słonecznie, sucho i całkiem cieplutko. Szczególnie, że kaloryfery również ciepłe.
  W domu już się poniewierają gdzie bądź gałązki jarzębiny z owocami. W samochodzie takoż.
Romek musi mieć dostawę co-jesienną jarzębiny bo (nie wiedzieć czemu) jak tylko ona dojrzewa, to jego natychmiast gardło boli. I leczy je ową jarzębiną. I pomaga. Tylko go chwilami podejrzewam, że on po prostu jak ptaszek - odżywia się owocami jarzębiny.
Żeby było jasne:
Romek je zdecydowanie więcej niż JAKIKOLWIEK ptaszek.
Jarzębinę traktuje jak deser.
Ale - jak lubi...
W gruncie rzeczy nie zjada jej tyle żeby w ptasich stołówkach zabrakło. A i ptakom spod dzioba nie wyrywa...
  Ale "do brzegu", jak mówią moje Córki.
No właśnie.
  A "na brzegu" same fajne rzeczy tej jesieni:

-Cudowna Moja Albania, która mi się śni po nocach.


-Nasz nowe Wnuki, Eliasz i Nikolka, których będziemy gościć z rodzicami w najbliższą niedzielę.



-"Alfa" - fascynujące przeżycie.

-Grupa domowa i przyjaciele, na których zawsze mogę liczyć.

-Spotkanie z Pyzką Moją Ulubioną i Jurkiem - jej mężem na długich rozmowach... (że już nie wspomnę o tych, które prowadzimy przez telefon; jakieś 2 x w tygodniu po 2 godziny ;)).


-Odwiedziny w Londynie: 2 tygodnie pławienia się w obecności Najukochańszych Naszych.


-I jeszcze - następne spełnione marzenie. A właściwie - w trakcie spełniania. A więc tajemnica, którą hołubię w sercu i czekam aż dojrzeje i ujrzy światło dzienne!

TAKA jesień tej jesieni!!!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz