Tam coś o mżawkach było ... mgłach i przymrozkach... Smutno.
A dziś patrzę przez okno i słońce "jak drut" ( hm... ciekawe co ma drut z tym wspólnego).
To lubię: słońce w dużych ilościach.
I chociaż jesień już się cośkolwiek rozpanoszyła, jest dobrze. Słonecznie, sucho i całkiem cieplutko. Szczególnie, że kaloryfery również ciepłe.
W domu już się poniewierają gdzie bądź gałązki jarzębiny z owocami. W samochodzie takoż.
Romek musi mieć dostawę co-jesienną jarzębiny bo (nie wiedzieć czemu) jak tylko ona dojrzewa, to jego natychmiast gardło boli. I leczy je ową jarzębiną. I pomaga. Tylko go chwilami podejrzewam, że on po prostu jak ptaszek - odżywia się owocami jarzębiny.
Żeby było jasne:
Romek je zdecydowanie więcej niż JAKIKOLWIEK ptaszek.
Jarzębinę traktuje jak deser.
Ale - jak lubi...
W gruncie rzeczy nie zjada jej tyle żeby w ptasich stołówkach zabrakło. A i ptakom spod dzioba nie wyrywa...
Ale "do brzegu", jak mówią moje Córki.
No właśnie.
A "na brzegu" same fajne rzeczy tej jesieni:
-Spotkanie z Pyzką Moją Ulubioną i Jurkiem - jej mężem na długich rozmowach... (że już nie wspomnę o tych, które prowadzimy przez telefon; jakieś 2 x w tygodniu po 2 godziny ;)).
-I jeszcze - następne spełnione marzenie. A właściwie - w trakcie spełniania. A więc tajemnica, którą hołubię w sercu i czekam aż dojrzeje i ujrzy światło dzienne!
TAKA jesień tej jesieni!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz