wtorek, 22 grudnia 2015

Myślę

Były takie Święta Bożego Narodzenia, kiedy nasze autko zażyczyło sobie prezentu. Akumulatora dokładnie. W samą wigilię dokładnie. I dostało.
W tym roku prezentu zażyczył sobie prawnik, który ma doprowadzić rodzinną naszą sprawę spadkową do finiszu. Honorarium dokładnie. Wprawdzie nie w sama wigilię... Ale dostał.
I na kanwie owego wydarzenia nasunęły mi się takie otóż przemyślenia:
Jest spadek. Same długi. I nikt nie wie jak duże. Wszyscy zainteresowani już się go szczęśliwie pozbyli. Poszło łatwo.
 Zostały tylko nasze wnuki.
I "łatwo" się skończyło.
Zaczęły się schody, góry i wertepy nie do przebycia.
Mądre i mniej mądre rady znajomych, gdybanie i przypuszczanie "co lepiej uczynić" ...
Takie tam różne...
W każdym razie wreszcie zrobiliśmy to, od czego należało zacząć: poszliśmy do prawnika.
Sprawa w dobrych rękach i pewność, że teraz to się już naprawdę skończy pozytywnie.
Ale jak wspomniałam na początku: trzeba zapłacić. A jeśli kasy nie ma - to trzeba pożyczyć.
No to poszliśmy pożyczać.
I pożyczyli bez problemów.
I właśnie, w trakcie tego pożyczania, nasunęły mi się owe przemyślenia...
Bank, jak bank - żyje między innymi z pożyczania kasy takim, co nie mają nic na kupce. Ale również z tego, ze różni ludzie mają w nim konta swoje.
To akurat jest nasza sytuacja: konto, na które co miesiąc wpływa Romka wynagrodzenie... i wypływa. Znaczy: drożne jest ! ;)
Któregoś dnia postanowiliśmy, że i ja zostanę właścicielem wyżej wymienionego konta. Wprawdzie wpływy mam zerowe ale bardzo dzielnie i z poświęceniem się przykładam do wypływów.
Jak wymyśliliśmy, tak zrobiliśmy. I od pewnego czasu jest nas dwoje do wszelkich na tym koncie działań.
A kiedy wczoraj poszliśmy pożyczać - pani, która się tym zajmowała nawet się o mnie nie zająknęła.
Gdyby Romek chciał pożyczyć maksymalną kwotę - pewnie też by dostał bez problemów, bez mojej zgody, bez mego podpisu.
I tak sobie myślę (na kanwie spadku):
Dwoje ludzi. Młodych. Zakochanych i ufających sobie bezgranicznie zakłada konto. Jedno, wspólne konto. Biorą kredyty, spłacają, biorą następne... Żyją jak przeciętni obywatele... A po np.15 latach się rozchodzą. I jedno z nich zapomniało, że jest współwłaścicielem. Bo nigdy nie było do niczego potrzebne przy kolejnym kredycie (zgoda, podpis itp). A teraz musi płacić długi tego drugiego....
A co jak się nie zorientuje do ostatniej chwili i zostawi taki spadek dzieciom i wnukom?
--------------------------------------
A najgorsze, że wczoraj tak strasznie lało i wiało, a ja całkiem, ale to całkiem niepotrzebnie z domu wyszłam !!!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz