środa, 14 lipca 2010

Dziurawiec

Dziurawiec- -cud natury, ziele szczególnie umiłowane przez Pana Boga - bo wyposażone we wszystkie dary i przez to skuteczne w każdej dolegliwości... I przez Mojego Męża, który na wszelkie swoje i cudze bóle serwuje dziurawiec. To prawda, że z sukcesem!!!
Ale! Jak się tyle tego dziurawca używa (a dobry jest tylko taki własnoręcznie uzbierany), to trzeba mieć go dużo: nazbierać, posuszyć...i przechowywać w odpowiednich warunkach.
Odpowiednie warunki to jest np. poszewka płócienna . Ponieważ poszewka płócienna z jasieczka była zbyt mała na ilości dziurawca jakie posiadał Mój Mąż, natomiast ta ze zwykłej poduszki - za duża - znalazł rozwiązanie: nieużywaną spódniczkę którejś z Moich Córek przerobił na woreczek. I fajnie - bo uszyta była z bawełnianej żorżety - dla niewtajemniczonych: to taki materiał, który wygląda jak pomarszczony przez co się rozciąga i wyżej wymieniony woreczek ma o wiele większą pojemność niż miałby uszyty z płócienka.
Dziurawiec sobie leżał w woreczku jakieś 3 do 5 lat, używany w razie potrzeby. Zawsze skuteczny...
A ja od mniej więcej roku walczę z molami spożywczymi. Wyrzuciłam jakieś pół tony zapasów. Ponaklejałam pułapki, z ulubionej reklamy Mojej Wnuczki, na owe stworzenia. Poustawiałam w newralgicznych punktach pojemniczki z nasionami kminku...Że nie wspomnę o sportach ekstremalnych w postaci biegania wieczorami ze ścierką po mieszkaniu w celu odłowu tego co mi po ekranie telewizora łazi i przeszkadza...
Wiem z internetu, że mole spożywcze są nie do wytępienia jak się już zadomowią...Ale nie dla mnie taka wiedza. NIENAWIDZĘ robali i innych insektów i jestem gotowa spalić chałupę żeby się ich pozbyć.
No i którejś nocy straciłam cierpliwość! Nie, nie rozpaliłam ogniska. Wzięłam się za poszukiwania źródła moich molowych problemów.
Znalazłam!
Dziurawiec Mojego Męża!
Wyrzuciłam do śmieci!
Obudziłam Go i poinformowałam (żeby Mu do głowy nie przyszło wyjąć i zachomikować...)!
Odetchnęłam z ulgą, odpoczywałam w poczuciu dobrze wykonanego obowiązku tudzież zwycięstwa. Romek - jako, że to akurat pora na dziurawiec- nazbierał sobie nowego. Poubolewał, że mało bo susza. Ale zgodził się ze mną, że na nasze potrzeby wystarczy...
I wczorajszego wieczoru się dowiedziałam, że On stary dziurawiec wprawdzie wyrzucił, ale woreczek zostawił. Bo on fajny jest, ten woreczek, a żadnego mola tam nie zauważył...
Kocham Go. Chociaż to trudna miłość jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz