poniedziałek, 22 listopada 2010

Porozumienie serc

Mój Mąż kolekcjoner jest. I w związku ze swa pasją kolekcjonuje. Wszystko.
A nawet jeszcze więcej.
Trzydziestopięcioletnia praca nad Nim nie przynosi żadnych wymiernych efektów i ciągle znajduję różne dziwne rzeczy z Jego kolekcji najmniej odpowiednich do tego miejscach. Tu muszę przyznać, że przez owe 35 lat Romek nie wynalazł żadnej nowej kryjówki. Zawsze znajduję Jego nowe kolekcje w starych, sprawdzonych miejscach...
Co jakiś czas, jak się za bardzo rozplenią (te kolekcje) to zbieram, wystawiam do przedpokoju, i On je wtedy wynosi. Do piwnicy. Nadmieniam, że piwnica jest normalnej, blokowej wielkości i nie jest z gumy.
Słyszę wtedy różne uwagi typu:"nie ma dla mnie miejsca w tym domu..." bądź:"ciągle mi moje rzeczy przekładasz a potem mi wszystko ginie...".Nie dotyka mnie to specjalnie bo gdybym tego nie kontrolowała to musiałabym się sama wynieść do piwnicy. A to nie jest dobre miejsce.
Jakis czas temu wydzieliliśmy, na mocy wspólnego porozumienia, 2 półki (kolejne 2!) w szafie przedpokojowej. Półki dość obszerne.Na drobiazgi idealne. Dużo się zmieści. Tych drobiazgów.
Wczoraj z Romkowych półek zaczęły się różne rzeczy wysypywać. Uprzedziłam, że wszystko co wypadnie - wyrzucam do śmieci. Albo wcześniej posprząta.
Dziś rano usłyszałam dziwny hałas dochodzący z przedpokoju. Na sprzątanie nie wyglądało...
Ale może po prostu poustawiał na brzegu półki to co niepotrzebne a z czym nie ma serca się rozstać...
Wypadnie, ja wyrzucę a On będzie miał spokojne sumienie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz