piątek, 27 sierpnia 2010

"...ach, śpij, kochanie..."

Podstawowym tematem konfliktów w naszym stadle jest sen. W sensie, że Mój Mąż ma go, moim zdaniem, zdecydowanie za mało. On twierdzi, że dość. Ja, wynajduję. różne publikacje o związkach przyczynowo-skutkowych długości snu ze zdrowiem i zachowaniem człowieka (musisz spać dłużej, bo...i tu Mu cytuję to wszystko co Mu grozi jak nie będzie spał...). Na podstawie doświadczenia i obserwacji (Romek zasiadający do oglądania filmu - jeśli Mu nie przeszkadzać usypia po 10 minutach) WIDZĘ, że tego snu ma za mało. Wstaje codziennie o 4.00 nad ranem. A z wielkim trudem udaje Mu się trafić do łóżka o 23.00. Z tym, że jeśli Go podstępnie przekonam żeby się zdrzemnął po pracy - to najczęściej też wstanie o 4.00.I tak sobie życie w domowych pieleszach spędzamy...Błędne koło i obłęd po prostu.
Aż tu wczorajszego wieczoru... Nie, nie poszedł spać o ludzkiej porze z własnej, nieprzymuszonej woli !!!Spojrzał w okno, rzucił uwagę, że jesień nadchodzi, że tak szybko się już ściemnia...Przypomniałam, że niedługo zegarki przestawiamy. I wtedy usłyszałam: "a wiesz, że jak byłem mały, to chodziłem w zimie spać o czwartej." O czwartej! znaczy o 16.00! I spał do rana! wstawał do szkoły! o 7.00!
Z matematyki nie byłam wybitna, ale liczyć umiem- 15 godzin spał!!! Przez całe dzieciństwo i wczesną młodość!!!
To może jednak można się wyspać na zapas???
Hmmm...Wyspał się na zapas, na starość człowiek potrzebuje mniej snu...Znaczy, te 4,5-5 godzin Mu wystarcza???
Muszę sobie znaleźć inny temat do konfliktów. Bo nudno będzie!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz