wtorek, 10 sierpnia 2010

Wakacje moich marzeń. część pierwsza

Przedarłam się wreszcie przez szarą rzeczywistość. Wróciłam do równowagi po powrocie z wakacji, posprzątałam, co było do sprzątnięcia, wyprałam, co było do wyprania, kupiłam, co było do kupienia. "Dokopałam się "do wakacyjnego "zapamiętacza" z notatkami i wreszcie mogę się podzielić wrażeniami z urlopu marzeń. Co niniejszym czynię...
"Jak Rumuni"- -hasło to egzystuje w naszym domowym słowniku od zamierzchłych czasów kiedy to nas znajomi przyjeżdżali do nas w odwiedziny na weekend (samochodem) z jedną torbą podróżną i 73 reklamówkami! Jak Rumuni.
Tak, mniej więcej wyglądaliśmy z naszym bagażem: Wieeeeeeeelka torba podróżna (nie napiszę co w środku), bagaż"podręczny": podusia, kocyk, ubranka na zmianę, ubranka na "jak się ochłodzi", torba-lodówka z jedzeniem (wszak to 25 godzin w podróży...), pokrowiec z parasolem plażowym i ukochanymi kijkami...I hit sezonu - leżaki! Bywają zgrabne, składane i niewielkie leżaczki, wygodne w transporcie. Nasze są zgrabne niewielkie i nieskładane, niewygodne w transporcie, za to rewelacyjne w używaniu.No to nie było wyjścia, pojechały z nami. Jedyne "opakowanie", do którego się mieściły to był...pokrowiec na garnitur. No i w tymże pokrowcu pojechały.Niemożliwie wypchanym. Bo leżaczek troszkę obszerniejszy od garnituru. A dwa leżaczki... Z moim błogosławieństwem i komentarzem Romka: "a co to kogo obchodzi ile ja garniturów na urlop zabieram!"
Ale powiem Wam, że to co wyglądało na potwornie wielką ilość bagaży w naszym autku, na tle autokaru okazało się całkiem niewielkie. Nie wyróżniało się wśród innych, nie mniej licznych bagaży. I tu muszę dodać, że choć nasz bagaż nie wyróżniał się objętością, to niewątpliwie wyróżnił się malowniczością.
O podróży pisać nie będę.Ponieważ ja bez względu na odległości jakie są do pokonania - śpię. W każdym środku transportu. Czy podróż trwa 15 minut, czy 25 godzin.
Jedno tylko z podróży warte zapamiętania...Zatrzymaliśmy się na granicy słowacko-węgierskiej, w... Szachach. Na obiad. Normalka przecież, tyle tylko, że godzina była 11.00. My w zasadzie o 11.00 obiadów nie jadamy, nawet "na zapas", więc poszliśmy na spacer.Pozwiedzać te Szachy. Padał deszcz, parasole zostały w domku (KTO jeździ na urlop z parasolem???), więc pożyczyliśmy parasol od Pana Kierowcy . I spóźniliśmy się z powrotem. Nie odjechali bez nas. Na szczęście, chociaż wsspółpodróżni już robili składkę na nowy parasol.
Gdyby nie dobre serduszko Pana Kierowcy to byśmy nasz urlop spędzili w Szachach!

1 komentarz:

  1. To w Bułgarii jest bardziej uprzejmie(życzliwie) niż w Niemczech...ja się kiedyś spóźniłam 3 min.na autobus z Kolonii...i kosztowało mnie to 50 Euro w z ledwością wyszukanym innym autobusie w zbliżonym kierunku...

    OdpowiedzUsuń